Zdarza się, że złorzeczymy Panu Bogu. Ale Bóg chce, byśmy okazywali emocje. Gdy ktoś krzyczy, to znaczy, że wierzy - mówi w wywiadzie dla Dziennika ojciec Cezary Binkiewicz, dominikanin.
IZABELA MARCZAK: Pierwsze pytanie, które nasuwa się w obliczu takiej tragedii, jak ta koło Grenoble, to: "dlaczego?" Dlaczego Bóg na to zezwolił i dlaczego wypadek zdarzył się właśnie pielgrzymom? O. CEZARY BINKIEWICZ: Dla niewierzącego taka tragedia może być dodatkowym dowodem na to, że Boga nie ma. Wierzący jednak z czasem, gdy opadną emocje, może dostrzec w tym, co się zdarzyło, jakiś sens. - Tonący sensu się chwyta... - Ktoś może powiedzieć, że mówienie w takim momencie o tajemnicy istnienia, o głębszym sensie to wytrych, ale czy nie jest tajemnicą to, że urodziliśmy się w tym, a nie innym momencie, że jesteśmy dziećmi tych, a nie innych rodziców i że w równie nieznanym nam czasie i okolicznościach przyjdzie nam umrzeć. Nie wiemy, dlaczego Bóg pozwolił na tę tragedię i na inne, ale czy my chcemy i czy możemy bronić Pana Boga? Ja osobiście nie podejmuję się takiego zadania. Wiem tylko, że wierząc możemy odnaleźć w tym co się zdarza znaczenie. - Jednak ci, co stracili bliskich, często złorzeczą Panu Bogu. - Śmierć jest tragicznym doświadczeniem. W momencie odejścia bliskiej osoby, bez względu na to czy śmierć przyszła nieoczekiwanie, czy zabierała kogoś długo i powoli, ból jest ogromny. W tym bólu zdarza się, że złorzeczymy Panu Bogu, gniewamy się na niego, mamy żal. Ale tradycja pokazuje, że Bóg chce, żebyśmy okazywali mu emocje, nie wycofuje się z relacji z nami, kiedy krzyczymy. Jeśli ktoś krzyczy, oznacza, że wierzy. Jeśli dochodzi do tragedii, nie znaczy, że Bóg nas opuścił. - Ale Ci pielgrzymi... Zapewne modlili się o zdrowie, o życie, a jednak... - Pamiętam pewne opowiadanie, oparte na faktach, o tym jak Niemcy w Oświęcimiu wieszali ludzi. Pięć czy sześć osób już zawisło i wtedy jeden z SS-manów szydził z pozostałych więźniów: I gdzie jest teraz wasz Bóg? Na co jeden ze skazanych wskazał na wiszących i powiedział: Tam jest. Wierzę, że Bóg nas nie opuszcza i że nie jest mitologiczną Mojrą, która prowadzi człowieka przez życie według z góry zaplanowanego scenariusza. Czy Bóg zaplanował taką tragedię? Równie dobrze można powiedzieć, że kierowca dokonał jakiegoś wyboru, pojechał drogą, w którą skręcać nie powinien, ale czy to jego wina? Człowiek wierzący może spojrzeć na tę sytuację jeszcze z innego punktu widzenia: czy ci, którzy zginęli w tej katastrofie, jako chrześcijanie, katolicy nie byli wtedy najlepiej do tej śmierci przygotowani? - To znaczy? - Kiedyś zostałem w nocy wezwany pilnie do szpitala. Umierała kobieta, która rodziła dziecko. Przyjechałem, ale za późno, ona już nie żyła. Po śmierci kobiety, jej mąż został sam z trójką dzieci. Po jakimś czasie spotkałem go. Powiedział mi, że jedyne czego żałuje, to że za późno po mnie posłał. Dla niego, jako osoby wierzącej, to miało największe znaczenie, żeby żona mogła się wyspowiadać. Pielgrzymi, o których dziś mówimy, zmarli w stanie łaski. - Jak jednak tym, którzy zostali pogrążeni w rozpaczy, wytłumaczyć sens tego, co się wydarzyło? - Po prostu być z tymi, którzy zostali, pokazać im wszystkie aspekty dobra, które są na tym świecie. Czy wie pani, ile wczoraj przyszło do mnie ludzi, którzy chcieli się wyspowiadać i przyjąć komunię w intencji ofiar wypadku? Gdy człowiek cierpi, trudno mu dostrzec kontekst tego cierpienia. Jak by nie patrzeć, cierpienie odziera człowieka z godności, stawia go w sytuacji absolutnej bezradności. Ale to właśnie w sytuacji, kiedy stykamy się z cierpieniem, mamy szansę dojrzeć Chrystusa. Jezus też przecież cierpiąc na krzyżu krzyczał: Boże, czemuś mnie opuścił! Sens bólu do ciepiącego przychodzi dużo później.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.