Reklama

Wierni na wsi, wierni w mieście - tacy sami czy różni?

Dawniej uważano, że wieś jest ostoją zdrowego katolicyzmu. Że na wsi pewnych rzeczy nie da się ukryć, że opinia wiejska czy małomiasteczkowa piętnuje grzeszników. Ale dziś do ludzi w terenie docierają te same grzechy, co w mieście - powiedział w rozmowie z Życiem Warszawy ks. dr Zbigniew Godlewski.

Reklama

- Parafia to wspólnota. Jeżeli liczy kilka tysięcy ludzi, to funkcjonuje inaczej niż wtedy, gdy liczy ponad 20 tys., tak jak w mieście. Oczywiście, są parafie niezwykle żywe i w mieście, i na wsi, ale nie wszędzie. Poza tym na wsi jest inna świadomość odnośnie materialnej odpowiedzialności za kościół. Są też w tym względzie mniejsze możliwości, a także inne relacje finansowe, choćby z dawaniem na tacę. W trzytysięcznym Przybyszewie nie byłem w stanie ogrzać zimą kościoła. On był, jest i prawdopodobnie będzie zawsze niedogrzany. A tu grzejemy. Na to idą ogromne sumy, ale w mieście jest inne poczucie pieniądza. Zrozumiałem to, bo na wsi ofiary na tacę są znacznie mniejsze. Kiedy ktoś daje mi tam 5 złotych, to daje 15-kilogramową skrzynkę jabłek, ale za tę samą skrzynkę jabłek zapłacimy w Warszawie 40 złotych. Natomiast na wsi mogłem liczyć na większą pomoc w naturze: ktoś pożyczył ciągnik, przywiózł materiał budowlany. Niezwykle ciekawa jest odpowiedź ks. dr. Godlewskiego na pytanie o różnice w podejściu do kwestii duchowych w mieście i na prowincji: - W małym miasteczku i na wsi były mniejsze oczekiwania duszpasterskie od księdza, chciano, bym o stałej porze odprawił mszę, ochrzcił dziecko, udzielił ślubu. A w mieście to dopiero podstawa, poza którą istnieje cała sfera spotkań i dyskusji. W terenie można było przewidzieć całą aktywność religijną. Można było też przewidzieć problemy ludzi, którzy przyszli. A w mieście nie. Mimo ponad 20 lat kapłaństwa nie wiem, jak niektóre z nich rozwiązać z punktu widzenia czysto administracyjnego. Muszę się posiłkować telefonem do kurii, bo powiedzmy ktoś przychodzi ze skomplikowanym problemem małżeńskim. Na wsi to najwyżej była prosta kwestia wyznania – oboje byli chrześcijanami, ona przyjechała na przykład z Ukrainy, poznała chłopaka, zaiskrzyło między nimi. A w Warszawie – ona jest katoliczką, a on muzułmaninem z Bliskiego Wschodu. - Wróćmy do sprawy religijności... - W obu środowiskach występują podobne problemy. Po pierwsze, mamy katolików selektywnych: wierzą w Pana Boga, w Jezusa Chrystusa, ale już w Ducha Świętego jakby mniej, jeszcze mniej w szatana, wielu akceptuje środki antykoncepcyjne i kontakty przedmałżeńskie. Mamy wierzących i praktykujących oraz wierzących i niepraktykujących – mniej więcej tak samo w małych, jak i w wielkich miastach. Ale pojawia się też problem niewierzących, a praktykujących. Ich życie nie ma nic wspólnego z wiarą. Sądzę, że tych ostatnich jest więcej w mieście. To współcześni faryzeusze. Życie Warszawy zapytało też o poczucie grzechu. Czy ludzie z wielkiego miasta są bardziej tolerancyjni wobec siebie i innych? Łatwiej wybaczają? - Dawniej uważano, że wieś jest ostoją zdrowego katolicyzmu. Że na wsi pewnych rzeczy nie da się ukryć, że opinia wiejska czy małomiasteczkowa piętnuje grzeszników. Ale dziś do ludzi w terenie docierają te same grzechy, co w mieście, i tak samo łatwo sobie je wybaczają. Podobnie wyglądają sprawy związane z seksem, jak i z sięganiem po cudzą własność. Niestety, często kapłan dopiero w konfesjonale uświadamia wiernemu, że to grzech. Jeśli idzie o sprawy ducha, sprawy wewnętrzne oraz o pojęcie grzechu, to małe miasteczko i Warszawa są do siebie podobne, bo, jak wspomniałem, ci sami ludzie mieszkają i tu, i tam. rozmawiał Rafał Jabłoński

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Czwartek
wieczór
0°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
4°C Piątek
dzień
wiecej »

Reklama