Zawsze gdy papież mianował nowego biskupa komunistyczny rząd Kádára wyławiał ze swej rezerwy agentów trzech kandydatów akceptowalnych dla Watykanu - napisała Gazeta Wyborcza.
Na Węgrzech w miejsce mitu Kościoła milczącego zaczyna z wolna wkraczać mit Kościoła kolaborującego, a wręcz Kościoła agentów pisze w Gazecie Wyborczej Nicolas Bauquet. Jakie są źródła nagłego wtargnięcia tej kwestii do sfery publicznej? Na ile odzwierciedla ona rzeczywistość historycznych związków Kościoła z władzą komunistyczną, a szczególnie jego infiltracji przez agentów policji politycznej? W maju 1991 roku w archikatedrze w Esztergomie [pol. Ostrzyhom, biskup tej diecezji jest prymasem Węgier] kardynał László Paskai, prymas Węgier od roku 1987, odprawił uroczysty pogrzeb kardynała Józsefa Mindszentyego [prymas Węgier w latach 1945-74, w 1949 r. skazany za zdradę stanu na dożywocie, wypuszczony w czasie rewolucji węgierskiej '56 roku, do 1971 przebywał na terenie Ambasady USA w Budapeszcie, potem na wygnaniu w Wiedniu, zmarł w 1975 r.]. Zaledwie kilka lat wcześniej ten sam Paskai obarczył go publicznie odpowiedzialnością za trudności napotykane przez Kościół w okresie tworzenia socjalistycznych Węgier. Tylko kilka głosów, wśród nich ks. Jánosa Szöke, protestowało wówczas przeciw temu aktowi straszliwej hipokryzji, który był także pogwałceniem ostatniej woli nieboszczyka. Mindszenty życzył sobie, by jego prochy nie wracały do ojczyzny, póki nie opuści jej ostatni żołnierz radziecki. To nastąpiło dopiero miesiąc po pogrzebie kardynała. Na Węgrzech był to czas rekompensowania strat poniesionych przez instytucję, która bez wątpienia należała do głównych ofiar właśnie obalonego reżimu. Dyskusje o ewentualnej "lustracji" byłych członków Partii lub agentów policji politycznej dotyczyły stanowisk politycznych, wyższej administracji lub mediów, lecz nie hierarchii kościelnych. Piętnaście lat później za sprawą osobliwej alchemii, z mieszanki interesów politycznych, postępów badań historycznych i zmiany pokoleniowej, coraz częściej stawia się pytanie o postawę Kościoła katolickiego na Węgrzech w okresie komunistycznym. Odkrycia, które wstrząsnęły Kościołem na Węgrzech, nie dotyczą jedynie zbłąkanych lub parszywych owieczek, lecz także samych pasterzy. W lutym 2005 roku, w trakcie gorącej debaty nad zniesieniem ograniczeń w ujawnianiu nazwisk byłych agentów policji politycznej, pewna strona internetowa opublikowała faksymile listy 219 nazwisk. Wszystko wskazuje na to, że jest to słynna lista wybranych agentów infiltrujących lub werbowanych w najwyższych sferach prasy, życia kulturalnego i mediów, przekazana w roku 1990 premierowi Józefowi Antallowi przez jego komunistycznego poprzednika. Dwie z 17 stron dotyczą duchowieństwa, obejmują 50 nazwisk, w tym 6 spośród 21 członków katolickiego episkopatu. O ile autentyczność listy nie budzi raczej wątpliwości, o tyle jej wiarygodność jest ograniczona. Obok nazwisk biskupów, których związki z policją polityczną były już znane, figurują na niej nazwiska takie jak ks. Jánosa Szöke, co karze domyślać się manipulacji. Tym bardziej że dokument powstał nie w trakcie działań operacyjnych tajnych służb, lecz w celu politycznym w rozstrzygającym momencie transformacji demokratycznej. Kolejny szok przyniósł w lutym 2006 r. artykuł młodego historyka Krisztiána Ungváryego. Analiza sześciu skrzyń akt dotyczących agenta "Tanár" ("Profesor") przyniosła dokładniejszą wiedzę o związkach między policją polityczną a pierwszym nazwiskiem na liście z roku 1990 - kard. László Paskaiem. Rok wcześniej emerytowany w 2002 r. prałat nie zdementował oskarżeń, prosząc tylko o to, "by zostawić to wszystko, by to wreszcie wszystko zamknąć". Z badanych przez historyka dokumentów wynika, że Paskai pozostawał w stałym kontakcie z policją polityczną od roku 1965, czyli od kiedy został rektorem w głównym budapeszteńskim seminarium.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.