To diametralna zmiana podejścia niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Warunek jest tylko jeden: ich zdrowie musi na to pozwalać. Mamy bowiem do czynienia z ludźmi około 90 roku życia.
Wszyscy żyjący strażnicy z byłego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau mają stanąć przed sądem. Niemiecka prokuratura ustaliła, że jest ich czterdziestu (część z nich mieszka w Polsce), zna ich nazwiska i adresy. Warunek jest tylko jeden - ich zdrowie musi na to pozwalać. Jeśli tak się stanie, każdemu zostanie postawiony zarzut współudziału w zabójstwie - niezależnie od ich indywidualnych przewin. Samo współtworzenie fabryki śmierci jest zdaniem niemieckich śledczych dostatecznym powodem, by stanąć przed sądem.
To duża zmiana w podejściu do sprawy niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Dotąd udział w mordowaniu w czasie wojny było kwalifikowane jako zwykłe zabójstwo i zgodnie z niemieckim prawem uległo przedawnieniu. Po 70 latach interpretacja prawa u zachodnich sąsiadów się zmienia.
- Wszyscy poszukiwani to byli strażnicy w Auschwitz-Birkenau i bronimy stanowiska, że sama funkcja, niezależnie od ich indywidualnych przewinień jest już współudziałem w morderstwie - powiedział prokurator Kurt Schrimm.
Ta zmiana w interpretacji prawa wydaje się być znakiem, że część Niemców próbuje rozliczyć się z własną historią. Co ważne - dokonuje się to na poziomie oficjalnej wykładni prawa.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.