W ludziach jest silne pragnienie spotkania postaci charyzmatycznych, mających w sobie wewnętrzny żar. Są osoby, które podporządkowują się przełożonemu bardzo chętnie, bo całe życie szukają przewodnika. Tak może - choć nie musi - powstać toksyczne uzależnienie, a nawet sekta - mówi Dziennikowi dominikanin Paweł Kozacki.
O. Paweł Kozacki - dominikanin, duszpasterz, redaktor naczelny miesięcznika W drodze, w rozmowie z Dziennikiem komentuje sprawe byłych betanek: Barbara Kasprzycka: Bunt w zgromadzeniu betanek każe postawić pytanie, gdzie przebiega granica między żarliwą wiarą a sekciarstwem. Jak je odróżnić? Paweł Kozacki OP*: Popatrzmy na przykład ludzi żyjących w XX wieku, którzy mieli w Kościele nowe wizje i nowe pomysły: siostrę Faustynę, ojca Pio czy ojca Congara. Proponowali nowe myśli płynące z ich najgłębszej wiary, z objawień, refleksji, a Kościół ich nie przyjmował. Każdy z tych ludzi spotykał się z oporem ze strony braci, sióstr czy przełożonych, lecz nawet gdy dostawali zakaz głoszenia tych idei, podporządkowywali się wspólnocie. Będąc głęboko przekonani, że to, co wnoszą, jest Bożą inspiracją, nie uważali, że muszą za wszelką cenę postawić na swoim. Żyli w przekonaniu, że prawda w swoim czasie zwycięży - i zwyciężała. Sekciarstwo zaś jest układem zamkniętym, nie pozwala nikomu weryfikować swoich idei, nie jest zainteresowane dialogiem, co w konsekwencji prowadzi do rozłamu. - Objawienie nie może polegać na tym, że Bóg wzywa do buntu wobec Kościoła i przełożonych? - Ludzie wierzący wierzą, że Kościół założył Pan Jezus, że jest on - jak mówi św. Paweł - jego ciałem. Wspólnota, do której należymy, nie jest demokratycznym skrzyknięciem się ludzi, lecz dziełem Boga. Bóg nie wezwie nikogo do buntowania się przeciw sobie. Sprzeciw w Kościele jest dopuszczalny o tyle, o ile skierowany jest przeciwko złej strukturze czy grzechowi konkretnych ludzi, ale nie przeciw jedności wspólnoty wierzących. Ojciec Congar sprzeciwiał się zastanej teologii, pracował nad własnymi teoriami, ale nigdy nie uznał za słuszne Kościoła opuszczać, pomimo że miał poczucie, iż przegrał swoje życie. Ludzie tworzący sekty są bardzo niecierpliwi, jedyną możliwość widzą w tworzeniu czegoś zupełnie odrębnego od Kościoła. Sam Kościół uważają za zepsuty i martwy. - Dlaczego więc betanki z Kazimierza zbuntowały się? Czy szukały w religii jakiegoś niezwykłego przeżycia, bo codzienna modlitwa i msza stały się zbyt powszednie? - Pragnienie wyjścia z rutyny i mocniejszego doświadczenia Boga tkwi chyba w każdym wierzącym. Tylko warto się zastanowić, czy to pragnienie skłania nas do większego wysiłku duchowego, czy do szukania rzeczy nadzwyczajnych. Spotykałem niejednokrotnie katolickie wspólnoty, które chciały przeżywać wiarę na sposób "zielonoświątkowy", z bardzo rozgrzanymi emocjami. I jeśli ktoś nie przeżywał czegoś emocjonalnie, to uważał, że Bóg go nie dotknął. Pragnienie głębszego, bardziej namacalnego doświadczenia Boga samo w sobie jest dobre. Przecież dotyczy też postaci biblijnych - psalmista woła do Boga: "Nie ukrywaj przede mną swego oblicza". Apostołowie spodziewali się bardziej spektakularnych znaków - Filip prosił Jezusa: "Pokaż nam Ojca". To normalne i ludzkie. Tego pragnienia nie należy uciszać, trzeba je wykorzystać, by wczytać się w Pismo Święte, pogłębić modlitwę. Człowiek jest wielopoziomowy: ma ciało, emocje, intelekt, duszę i na każdej z tych płaszczyzn może Boga spotkać. Z tym jednym zastrzeżeniem, że modlitwa to jest pokorne otwieranie się na obecność Boga, a nie szamańskie próby zmuszenia Go do działania.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.