W ludziach jest silne pragnienie spotkania postaci charyzmatycznych, mających w sobie wewnętrzny żar. Są osoby, które podporządkowują się przełożonemu bardzo chętnie, bo całe życie szukają przewodnika. Tak może - choć nie musi - powstać toksyczne uzależnienie, a nawet sekta - mówi Dziennikowi dominikanin Paweł Kozacki.
- Zbuntowane betanki oparły się na swojej przełożonej. Czy w ogóle może istnieć sekta bez przewodnika? - W ludziach jest silne pragnienie spotkania postaci charyzmatycznych, mających w sobie wewnętrzny żar. Jeżeli taka postać ma silną osobowość, potrafi zarażać swoją wizją, to rodzi się niebezpieczeństwo bezkrytycznej uległości wobec niej. Są osoby, które podporządkują się przełożonemu bardzo chętnie, bo całe życie szukają przewodnika. Tak może - ale przecież nie musi - powstać toksyczne uzależnienie, a nawet sekta. Dużo zależy więc od mądrości przywódcy. - A jeśli żarliwa wiara zwraca się w stronę sekciarstwa, czy to może być dzieło Szatana? - Może. Nie mam tu na myśli opętania przez Szatana. Jednak diabeł jest ojcem podziału, rozbicia i braku jedności. Analogicznie można zapytać, czy to sprawka Szatana, że chrześcijanie dzielą się na protestantów, prawosławnych i katolików - odpowiem, że tak. Małość ludzka inspirowana przez diabła - obecna we wszystkich odłamach chrześcijaństwa - doprowadziła do podziałów. Dziś wydają się nam one stare i zastałe, więc nie widzimy już tego szatańskiego działania, ale myślę, że u samego zarania Szatan maczał w nich palce. Tam, gdzie doszedł do głosu grzech: brak miłości, ludzka pycha, niewierność słowu Bożemu, tam pojawił się rozłam. Gdyby nie grzech, żylibyśmy w jedności. - Jakie sygnały powinny być dla nas czerwoną lampką? Skąd wiadomo, że poszedłem za daleko? - Przecież sumienie cały czas będzie mnie uspokajać: ja w ten sposób kocham Boga. Ważną, choć nie jedyną, granicą jest zdrowy rozsądek. Granicą nieprzekraczalną jest pozostawanie w jedności ze wspólnotą Kościoła. Nie chodzi tylko o podporządkowanie się hierarchii, lecz też o uważne przypatrywanie się treści tego, w co wierzę. Jeśli pojawiają się elementy niezgodne z Pismem Świętym i tradycją Kościoła, to powinna zapalić się lampka alarmowa. Z własnego doświadczenia mogę opowiedzieć o pewnej grupie charyzmatycznej, która przedstawiała Ducha Świętego w sposób dla mnie nie do przyjęcia - jako tego, który zmusza wręcz fizycznie, bólem, by ludzie podporządkowywali się woli Bożej. W emocjach ludzie się skręcali z bólu i mówili, że to Duch ich przynagla, by się poddali jego woli. Ja takiego Ducha Świętego nie znam. Nie można oczywiście wykluczyć, że doświadczamy jakiejś nowości pochodzącej od Boga, ale jeśli kłóci się ona z dotychczasowym doświadczeniem Kościoła, wówczas byłbym bardzo, ale to bardzo ostrożny. - Więc pokora jest wentylem bezpieczeństwa? I pozbycie się przekonania, że to przeze mnie przemawia Bóg, wbrew wszystkiemu, co mówił przez dwa tysiące lat? - Jeżeli odkrywam coś, co jest sprzeczne z Biblią i z dwoma tysiącami lat chrześcijaństwa, to z pewnością od Boga nie pochodzi. Jeśli natomiast moje przekonanie jest z nimi niesprzeczne, ale radykalnie nowe, to warto je poddać próbie. Można tu zastosować mądrość Gamaliela, mistrza świętego Pawła Apostoła z okresu, gdy jeszcze wyznawał judaizm i nosił imię Szaweł. Kiedy żydzi zamierzali prześladować chrześcijan, Gamaliel powiedział: "Jeżeli od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem". Przecież jeżeli to, czego doznaję i co przeżywam, naprawdę pochodzi od Boga, to prędzej czy później okaże się silniejsze od wszelkich ludzkich uwarunkowań.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.