Słynny brytyjski pisarz Frederick Forsyth zastanawia się na łamach Dziennika, czy Polska może zostać zaatakowana przez islamskich terrorystów. Jeśli już miałoby się tak stać, to - zdaniem Forsytha - najlepszą okazją dla terrorystów będzie EURO 2012.
Często powstanie pytanie, skąd biorą się ludzie, którzy są gotowi poświęcić życie w imię hasła walki z cywilizacją Zachodu? Ten mechanizm jest częściowo znany. Al-Kaida ma tzw. wizytujących nadzorców, którzy przyjeżdżają do Europy jako immamowie. To oni wyławiają spośród lokalnej społeczności muzułmańskiej kandydatów na terrorystów. Potem zapraszają ich do Pakistanu, organizują przejazd, a na miejscu udział w terrorystycznym treningu. Tam uczą się, jak wynająć mieszkanie, jak nie zwracać na siebie uwagi, a przede wszystkim jak skonstruować ładunek wybuchowy. Wbrew pozorom w dzisiejszych czasach nie jest to tak trudne, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy nawóz sztuczny, cukier puder czy TCAP (trimer nadtlenku acetonu), silny środek wybuchowy zwany "Matką Szatana", który można uzyskać z kosmetyków i domowych środków czystości. Przyszli terroryści uczą się też typować cel - w końcu chodzi o zasianie strachu przez spowodowanie maksymalnych zniszczeń. Dlatego w polu ich zainteresowania zawsze będą pociągi, dworce, stadiony. W przypadku Polski taką okazję stworzą organizowane w waszym kraju mistrzostwa piłkarskie Euro 2012, bo przyjadą do was tysiące fanów futbolu. Dodatkowo w tej kolorowej masie ludzi łatwo będzie mógł się ukryć zamachowiec. Gdybym to ja miał dokonać samobójczego zamachu, postawiłbym na maksymalną skuteczność, tzn. największą liczbę ofiar, najlepiej zachodnich turystów, więc wybrałbym dworzec, kolejowy bądź autobusowy, właśnie tuż przed wielką imprezą sportową. Stuprocentowe zapobieżenie zamachom nigdy nie będzie możliwe, jednak można próbować przewidzieć działania terrorystów. I tu nadzieją są ci Czeczeńcy, którzy czują wdzięczność za udzieloną im przez Polaków gościnę i którzy mogą się obawiać, że akt terrorystyczny dokonany przez ich rodaka mógłby im zaszkodzić. Warto też trzymać pod baczną obserwacją osoby, które przez dłuższy czas przebywały w Pakistanie, szczególnie w górskich, mniej dostępnych regionach tego kraju. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że nie jest to takie proste - rekrutacja i szkolenie agentów do walki z terroryzmem zdolnych do penetracji potencjalnie niebezpiecznych środowisk zajmuje co najmniej trzy lata. Dlatego gdybym był polskim ministrem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo, zrobiłby przede wszystkim cztery rzeczy: - po pierwsze, nie przejmowałbym się Schengen, uszczelnił granice i jeszcze uważniej monitorował przejścia graniczne. Obserwować, obserwować i jeszcze raz obserwować - to przynosi efekty, - po drugie, należałoby spenetrować polską społeczność wyznawców islamu. Oznacza to konieczność wprowadzenia tam agentów, - po trzecie, byłbym niesłychanie ostrożny podczas planowania wielkich zawodów sportowych. Nakazałbym drobiazgowe monitorowanie kibiców, szczególnie tych przybywających drogą lądową z zachodu Europy, - po czwarte, nakazałbym dyskretną kontrolę wszystkich tych ogólnie dostępnych produktów, z których można domowym sposobem wyprodukować materiał wybuchowy. Tu chodzi o uczulenie sprzedawców, by odnotowywali każdy większy zakup i informowali o tym policję.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.