Reklama

Biskupi odetchnęli po wyborach?

PiS zamarzyło się "odzyskanie" Kościoła. Dla biskupów było to krok za daleko, nawet w wykonaniu partii manifestującej wierność katolicyzmowi - napisała Gazeta Wyborcza.

Reklama

W prorządowych mediach regularnie pojawiały się przecieki z IPN o agenturalnej przeszłości co bardziej znanych księży, biskupów. Po sprawie abp. Stanisława Wielgusa, która wstrząsnęła Kościołem (udział w niej premiera ciągle jest niewyjaśniony), lustracja w wersji rządowej tylnymi drzwiami miała wniknąć do Kościoła na szerszą skalę. Wedle nowej ustawy zlustrować się mieli pracownicy naukowi i dziennikarze, ergo: wykładowcy seminariów, duchowni redaktorzy gazetek parafialnych itd. Dopiero werdykt Trybunału Konstytucyjnego przeciął te problemy. Teczkową manią PiS zalazł Kościołowi za skórę. W wypowiedziach biskupów, którzy zakładali kolejne komisje i karnie sami ustawiali się w kolejce po swoje dokumenty, pobrzmiewała gorycz. "Skoro społeczeństwo tego od nas oczekuje, zrobimy to" - komentowali abp Michalik i bp Libera. Jak na ironię akurat w grudniu 2006 r., kiedy kłębiło się wokół metropolity warszawskiego abp. Wielgusa, powstał projekt uchwały posłów LPR, PiS i PSL - by Sejm ogłosił "Jezusa królem Polski". Może właśnie wtedy biskupi zaczęli się budzić. Na odległość pachniało próbą taniego podlizania się Kościołowi. Na tę jarmarczną demonstrację katolicyzmu biskupi nie mogli nie zareagować. Honorem uniósł się przychylny PiS abp. Głódź: "Niech murarz buduje mieszkania, krawiec szyje ubrania, a posłowie niech nie wtrącają się do tego, na czym się nie znają". Przegrana PiS to koniec "odzyskiwania" Kościoła. Po wyborach dziennik włoskiego Episkopatu "Avvenire" tak skomentował nieudany mariaż tronu i ołtarza: "Bracia Kaczyńscy obnosili się ze swą wiarą katolicką, ale pozwolili na ataki na Kościół polski przy okazji sprawy arcybiskupa Wielgusa. Teraz Polska odwraca kartę, odkrywając na nowo kulturę tolerancji, mocny i odważny katolicyzm papieża Wojtyły". Wedle przewrotnego powiedzenia Kościołowi lepiej robią niewielkie prześladowania niż pełna komitywa z rządzącymi. Przez te dwa lata Kościół był przez PiS traktowany i kijem, i marchewką. Mógł liczyć na doraźne profity, szczególne względy, żeby potem otrzymać bolesne razy teczkami. Tyle że ani takie prześladowania, ani sporadyczne spoufalanie się z rządem nie wyszły Kościołowi na zdrowie. Dobrze, że dostrzegł to jeszcze przed wyborami. Wymownie zabrzmiał list pasterski Episkopatu zachęcający do głosowania na ludzi roztropnych, niekonfliktowych. Biskupi twardo powiedzieli, że nie ma żadnej partii, która miałaby prawo podpierać się autorytetem Kościoła. Być może dla wielu katolików wahających się między PiS a PO był to głos decydujący. Na innych stykach kościelno-politycznych jest dużo do naprawienia. Przez ostatnie dwa lata Radia Maryja sprawnie odgrywało rolę czwartego koalicjanta i całkowicie wymknęło się Episkopatowi spod kontroli. Kościół nie może mieć twarzy o. Rydzyka układającego się z PiS. Powinien odzyskać właśnie twarz papieża Wojtyły. 4614058 Jednak do tego potrzeba, by także Kościół rozliczył się z tych dwóch lat - m.in. właśnie przez uregulowanie sprawy toruńskiej rozgłośni. Jeśli biskupi po raz kolejny odłożą problemy z Radiem ad acta, licząc, że tak jak PiS, tak i Rydzyk zejdzie w cień, autorytet Kościoła na tym straci.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
8°C Czwartek
dzień
8°C Czwartek
wieczór
6°C Piątek
noc
4°C Piątek
rano
wiecej »

Reklama