Jezuici to ludzie misji. Angażują się na styku Ewangelii i kultury, wiary i
nauki, Kościoła i społeczeństwa - tak swych podwładnych charakteryzuje o.
Peter-Hans Kolvenbach SJ.
Relacja między wiarą i rozumem jest jednym z wielkich tematów tego pontyfikatu, decydującym dla roli religii we współczesnym świecie. Jak podchodzą do niej jezuici?
O. Kolvenbach: Jezuici mają uprzywilejowane pole do badań nad tą relacją: wiele uniwersytetów na całym świecie, które muszą się konfrontować z dialogiem wiary i rozumu. W dawniejszych czasach teologia i filozofia uważane były za nauki dogłebnie związane ze skalą ludzkich wartości. Dziś są przede wszystkim naukami pozytywnymi, które przypisują sobie prawo do przekazu celów i wartości ludzkiego życia. Nie stawiając przeszkód ścisłości naukowej, uniwersytet o inspiracji chrześcijańskiej jest powołany do poszukiwania prawdy w jej całości, a zatem do uwzględniania przymierza między naukami i wiarą chrześcijańską. Blaise Pascal mawiał, że „w człowieku jest coś, co go nieskończenie przekracza” – to znaczy, aby nadać sens ludzkiemu życiu, nie można pomijać wiary transcendentnej. Z Jezusowej Ewangelii czerpiemy światło i pewne zrozumienie tajemnicy, która nieodwołalnie otacza nasze istnienie. Wybierając między tajemnicą a absurdem, opowiadamy się za tajemnicą. Tajemnicy nie może ukazać rozum, ale jest ona wysoce racjonalna. Również Jan Paweł II nigdy nie akceptował zasady podziału i separacji między objawieniem a rozumem. W zaangażowaniu intelektualnym, jakim ma się odznaczać uniwersytet chrześcijański, jezuici XXI wieku chcą zatem kroczyć drogą wytyczoną przez Benedykta XVI w poszukiwaniu wiary, która rozświetla i wieńczy wysiłki rozumu.
Niektórzy teologowie katoliccy skarżą się na małą autonomię, jaką ma ich praca w stosunku do Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Jak Ojciec widzi tę relację?
O. Kolvenbach: Teolog katolicki nie dziwi się, że nie jest autonomiczny w swych poszukiwaniach i w swoim myśleniu, gdyż także Kościół nie jest autonomiczny w swojej wierze. Ojcowie Kościoła chętnie nazywali go "tajemnicą księżyca", gdyż całe światło, którym Kościół rozporządza, by rozjaśniać naszą noc, pochodzi od Tego, który jest Słońcem. Św. Paweł wyrażał to innymi słowami, podkreślając, że przekazuje to, co sam z kolei otrzymał. Ta tradycja wiary nie skazuje jednak bynajmniej teologa na dosłowne powielanie nauczania Kościoła. Kościół oczekuje od teologa, by przekazywał wiarę jako żywą, żywotną odpowiedź ludziom szukającym Boga, poszukującym rozwiązania problemów, jakie życie przed nimi stawia. Gdy teolog, zachowując pełną wierność wobec nauczania Kościoła, potrafi rozświetlić w osobisty, twórczy sposób ciemności naszych zwątpień i naszego posuwania się po omacku, jest to prawdziwy dar Ducha. Już św. Paweł prosi Kościół, aby przyjmował wiarę w całej jej integralności, nie gasząc przy tym ducha, który ożywia teologa.
Jaką przyszłość widzi Ojciec dla ewangelizacji Chin i świata azjatyckiego?
O. Kolvenbach: Pomijając już to, że paląca jest misyjna potrzeba głoszenia Ewangelii narodowi tak licznemu i o tak wysokiej kulturze, jak Chińczycy, jezuici nie mogą zapominać o tradycji swej obecności w Chinach od pierwszych lat istnienia Towarzystwa – począwszy od marzeń Franciszka Ksawerego, poprzez wspaniałą działalność apostolską Matteo Ricciego i jego towarzyszy. Potrafili oni głosić Chrystusa językiem kultury i mentalności chińskiej, przezwyciężając europejskie uprzedzenia i poczucie wyższości. Tradycja ta pobudza nas do ciągłego kierowania spojrzenia na świat chiński. W rzeczywistości Towarzystwo nigdy nie wyrzekło się pragnienia, by służyć narodowi chińskiemu w jego duchowych aspiracjach, głosząc Najwyższego Nauczyciela, którego Chińczycy przeczuwali w szlachetnych postaciach swych filozofów. Dlatego, gdy w 1949 r. jezuici zostali wypędzeni z Chin, wielu z nich pozostało w sąsiednich krajach, oczekując na odpowiednią okazję, aby wrócić na swoje miejsce. Nie brakowało nawet młodych jezuitów, którzy udawali się do tych ościennych krajów (Filipiny, Tajwan, Hongkong). Podejmowali tam ogromny wysiłek opanowania języka chińskiego, marząc o dniu, w którym zostaną na nowo otwarte wrota Chin. Dla Towarzystwa Jezusowego, nie licząc jego obecnej, bardzo skromnej obecności, jest to nadal czas oczekiwania. Oczekiwania, że wysiłki Stolicy Apostolskiej, aby wznowić stosunki z Chinami, pozwolą nam na powrót do misji tak bardzo związanej z dziejami Towarzystwa.