Kard. Zenon Grocholewski obchodzi srebrny jubileusz biskupstwa. W
okolicznościowym liście gratulacyjnym Benedykt XVI podziękował jubilatowi za
wieloletnią służbę „dla dobra całego Kościoła i pożytku wiernych, zwłaszcza w
dziedzinie prawa kanonicznego".
Tak, jednak taki rachunek sumienia może ukazać też rzeczy, o których można by rzec: „to przeze mnie, Panie Boże, udało Ci się zrobić”. Które z nich najbardziej cieszą Księdza Kardynała?
Kard. Z. Grocholewski: Przyjechałem do Rzymu, mówiąc szczerze, bez wielkiego entuzjazmu dla prawa kanonicznego, które wydawało mi się wiedzą formalną: reguły i przepisy. Natomiast mnie interesowało coś więcej i to, co mnie mocno ubogaciło, to jest zrozumienie prawa kościelnego w zupełnie inny sposób – jako aktualizację czy realizację eklezjologii, misji Kościoła w życiu. To jest w jakiś sposób Sobór Watykański II, który musi być realizowany w konkretnym życiu. I to zrozumienie prawa kanonicznego zupełnie inne niż miałem wcześniej, było dla mnie ogromną radością i ubogaceniem. Stałem się entuzjastą tego prawa i zawsze z wielką radością mówiłem o nim, nawet spełniając funkcję w Najwyższym Trybunale Sygnatury Apostolskiej. Uczyłem tego prawa z wielkim entuzjazmem, ponieważ wiedziałem, że tu nie chodzi o przepisy, lecz o to, żeby Kościół mógł rosnąć.
Innym ubogaceniem mojego życia było to, że przez tyle lat mogłem pracować przy boku Jana Pawła II. To było ogromne świadectwo człowieka, który oddał się całkowicie Panu Bogu, którego siłą i mocą była modlitwa. Pamiętam, jak na samym początku pontyfikatu Jan Paweł II pojechał na Mentorellę i powiedział, że to miejsce uczyło go modlitwy. Mówił też, że najważniejszym zadaniem Papieża jest modlitwa. Nie podróże czy nauczanie, lecz właśnie modlitwa. Wtedy przyszły mi na myśl słowa Chrystusa: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”. Naszą siłą nie są nasze zdolności, ale Chrystus. Dlatego On ma wzrastać, a my musimy być w Nim w jakiś sposób zakorzenieni.
W ostatnich latach moim ogromnym ubogaceniem był kontakt z nauczaniem w szkołach, na uniwersytetach. Nigdy nie spodziewałem się tego, że to jest rzeczywistość tak bogata i tak zróżnicowana. Ta rzeczywistość napełniła mnie optymizmem. Oczywiście, zawsze widać jakieś elementy negatywne i to się często wyolbrzymia, natomiast ja dostrzegłem ogromną ofiarność ludzi, którzy włączyli się w nauczanie Kościoła, w tak różnych okolicznościach: nie tylko w krajach katolickich, ale nawet tam, gdzie katolików jest mało. Np. w różnych krajach azjatyckich, gdzie katolików jest 1 procent, mamy trzy uniwersytety. W Tajlandii, gdzie jest niecałe 300 tys. katolików, mamy w szkołach katolickich 465 tys. dzieci. Był u mnie niedawno ambasador Indonezji i mówił z entuzjazmem o szkołach katolickich. Myślałem, że jest jakimś zaangażowanym katolikiem, więc spytałem się, jaka jest jego religia. On mi odpowiedział, że jest muzułmaninem, bo tam jest przecież 90 proc. muzułmanów, ale on chodził do szkoły katolickiej i jego rodzice też, bo to są najlepsze szkoły i najlepsze uczelnie. Byłem w Afryce w ostatnim czasie. Widziałem, ile dobrego robi Kościół dla promocji człowieka i to w jego integralnym wymiarze, tzn. nie tylko uczy religii, ale stara się formować ludzi. Uniwersytety w Afryce są naprawdę naszą chlubą, są wkładem olbrzymiej liczby ludzi dokonanym z wielką ofiarnością.
Obecnie liczba uniwersytetów wzrasta. Za czasów Jana Pawła II powstało ponad 250 nowych uniwersytetów katolickich – to jest ogromna liczba. Myślę, że w tym roku zacznie działać uniwersytet katolicki w Chorwacji, drugi w Słowenii. Spotkałem się z rektorami wszystkich uniwersytetów w Chorwacji i widziałem ich wielką przychylność do nowej uczelni, która wejdzie w tę rodzinę uniwersytecką ze swoją specyfiką i bogactwem.
Ostatnie lata, o których Ksiądz Kardynał mówi, zaczęły się w roku 1999 wraz z przejściem do Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, na prefekta tejże dykasterii. Czy pośród tak rozlicznych zajęć: wyjazdów, wykładów, codziennych obowiązków jest chociaż trochę czasu na to, co Ksiądz Kardynał lubił wcześniej robić: turystykę, filatelistykę?
Kard. Z. Grocholewski: Na to prawie nie ma czasu. Filatelistyka już kompletnie wysiadła. Uważam, że byłoby to ze szkodą dla mojej pracy, która bardzo angażuje. Turystyki potrzeba by też więcej, bo moje wyjazdy dotyczą problemów, spotkań, konferencji i żeby coś zobaczyć, często trudno znaleźć na to czas. Ale myślę, że to nie jest żadna szkoda. Myśmy poświęcili się Chrystusowi, Jemu trzeba oddać wszystkie nasze siły. On ma wzrastać, dlatego nie mam żadnego żalu, że nie mogę tego robić, tylko chciałbym Chrystusowi dać naprawdę wszystko.