Na nauki przedślubne trzeba zapisywać się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Na mszach jest ścisk, a w Wigilię ksiądz w Londynie musiał zorganizować aż trzy pasterki, by wszyscy się mogli pomieścić - relacjonuje Gazeta Wyborcza.
Niewielki kościół Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła przy Windsor Road w doskonalej znanej Polakom dzielnicy Ealing w zachodnim Londynie co niedzielę szczelnie wypełnia 800 osób. Kazania razem słuchają studenci, krótko ostrzyżeni robotnicy budowlani w dżinsowych kurtkach, kelnerki, młode małżeństwa z małymi dziećmi. Średnia wieku - około 30 lat - jest o wiele niższa niż w kościołach w Polsce. Spóźnialscy stoją w przejściach między ławkami i tłoczą się przed wejściem. Pierwsza msza zaczyna się o 8.30, ostatnia - 12 godzin później. I na każdej jest tłok. To największa polska parafia w stolicy Wielkiej Brytanii, ale i w innych kościołach, w których msze są odprawiane po polsku, jest podobnie. - Przychodzi coraz więcej ludzi. Od wejścia do Unii w 2004 r., kiedy na Wyspy ruszyła fala emigracji, kościoły są naprawdę oblężone. Dominują młodzi - opowiada ks. Krzysztof Wojcieszek, proboszcz z parafii przy Windsor Road. - Staramy się sprostać wyzwaniu, ale to niełatwe. Dołożyliśmy dwie msze, teraz mamy ich siedem dziennie, więcej się nie da. Zawsze są tłumy - dodaje. - Prowadzę nauki przedślubne i przyjąłem na nie tylko 112 par. Reszcie musiałem odmówić, bo fizycznie bym temu nie podołał. Kiedy pracowałem w parafii pod Warszawą, na naukach było średnio 20 par - mówi. W stosunku do liczby kościołów katolickich, gdzie są polskie msze, Polaków jest po prostu zbyt wielu. Na Wyspach może być nawet ok. 1,5-2 mln imigrantów z Polski, a w całej Anglii i Walii jest zaledwie 200 kościołów, w których można posłuchać mszy po polsku. Gdyby tylko jeden na kilkuset imigrantów chodził do kościoła, i tak będą tłumy. - Przyjechaliśmy specjalnie spod Londynu zaraz po pracy, w naszej okolicy nie ma żadnego kościoła z mszą po polsku. Do domu mamy dwie godziny, najpierw metrem, a potem autobusem. Ale warto przyjechać, cały tydzień się na to czeka - mówią "Gazecie" Ola i Rafał. Właśnie wyszli z mszy na godzinę 19.00. Ola i Rafał przyjechali z Lublina: on pracuje na budowie, w Anglii jest już półtora roku. Ona - w marketingu, dojechała niedawno. Mówią, że polska msza przypomina im kraj i to jeden z ważnych powodów, dla których co tydzień starają się przyjeżdżać taki kawał drogi. - Wcześniej pracowałem w hrabstwie Kent, tam nie było polskiej mszy, chodziło się na angielskie. Ale jak przyjechałem na Ealing i wszyscy zaśpiewali po polsku, to nie powiem, łza się zakręciła - przyznaje Rafał.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.