Rozumiem niektóre obawy Kościoła przed in vitro. Nie rozumiem tylko, po co wyraża je w batalistycznym języku - pisze Katarzyna Wiśniewska w Gazecie Wyborczej.
Dalej w komentarzu publicystki GW czytamy: Hierarchowie oraz kościelni publicyści niestrudzenie i pomysłowo straszą wiernych. Abp Józef Michalik w liście pasterskim na Wielki Post umieszczonym na stronie internetowej kurii przemyskiej nazywa in vitro, aborcję i eutanazję "działaniami szatana". Ton przewodniczącego Episkopatu podchwytuje ks. Ireneusz Skubiś, naczelny "Niedzieli". W metodzie leczenia bezpłodności doszukuje się poligonu walki z Kościołem. "Przedziwne jest to, że w naszym katolickim społeczeństwie tyle jest niechęci do Kościoła - ubolewa. - Z hasłami antyklerykalnymi i zawierającymi elementy sprzeciwu wobec Bożego prawa spotykamy się w dzisiejszym świecie często. Przykładowo - mocno nagłaśniany ostatnio problem zapłodnienia in vitro. Kościół, gdyby chodziło mu o poklask społeczny, o publiczne uznanie, nie musiałby się tej metodzie sprzeciwiać. Lecz nie jest to sprzeciw dla samego sprzeciwu. Kościół sprzeciwia się krzywdzie wyrządzonej organizmowi". Z kolei "Gość Niedzielny" komentuje projekt ustawy Ministerstwa Zdrowia o in vitro. A ściślej, komentuje fakt, że napisała o tym "Gazeta". Szymon Babuchowski docieka: "Komu zależało na tym, by kilka dni po posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu na nowo wzniecić - w sztuczny sposób - spór o in vitro?". Czytaj: dlaczego zależało na tym "Gazecie"? Niestety, tu się kończy śledczy zmysł Babuchowskiego: odpowiedzi nie podaje, a szkoda. Wzywa za to: "Historia widmowego projektu pokazuje, że sprawy in vitro trzeba pilnować. W przeciwnym razie może się okazać, że zostaną nam narzucone rozwiązania, na które żaden katolik nie może się zgodzić". Gdy przeczytałam, jakie to rozwiązanie dla katolika proponuje „Przewodnik Katolicki”, nogi się pode mną ugięły. W wywiadzie z „instruktorką” Agnieszką Pietrusińską pod intrygującym tytułem „In vitro może się schować” czytamy o „nowej” metodzie leczenia bezpłodności: naprotechnologii, czyli obserwacji śluzu kobiety. „Naprotechnologia jest o wiele skuteczniejsza. In vitro nie leczy przyczyn bezpłodności, tylko » wyręcza «rodziców w prokreacji, czyniąc przy tym wiele szkodliwego zamieszania w organizmie kobiety. W naprotechnologii kobieta zostaje dokładnie zdiagnozowana, leczona, staje się płodna i może rodzić dzieci, nie tylko jedno, ale także kolejne” - peroruje Pietrusińska, powołując się na tajemniczego dr. Hilgersa z Omaha. Sęk w tym, że obserwacja śluzu to nie sposób na leczenie bezpłodności, ale stara jak świat metoda na ustalenie dni płodnych i niepłodnych kobiety. Przy poważniejszych schorzeniach na nic się nie zda. Rozumiem niektóre obawy Kościoła przed in vitro. Nie rozumiem tylko, po co wyraża je w batalistycznym języku. I po co robi ludziom wodę z mózgu (Pietrusińska była niedawno gościem dyskusji o in vitro w Episkopacie). In vitro potrzebuje poważnej debaty, a nie bajek o bocianie - dr. Hilgersie.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.