Reklama

Pornografia wyzwaniem dla Kościoła

Dzisiejsza pornografia to prawdziwy hard core. A skoro hard core, to i wyzwanie dla Kościoła. Ale Kościół poradzi sobie z nim tylko metodami łagodniejszymi, czyli soft - napisał w dzienniku Polska Tomasz Ponikło, dziennikarz Tygodnika Powszechnego.

Reklama

Dalej czytamy: Dwanaście procent polskich internautów w kwietniu br. odwiedzało internetowe serwisy religijne - wynika z badań firmy Gemius. A ilu korzystało z serwisów porno? Nie wiadomo, ale można się licytować na miliony. W każdym razie Kościół powinien się pilnie przyglądać sieci. Bo z perspektywy głoszonej przezeń etyki skala problemu jest przytłaczająca. W każdej sekundzie 28 tys. osób na świecie korzysta ze stron porno, a wyszukiwarki otrzymują 372 zapytania o witryny dla dorosłych. Miesięcznie korzystają z nich 72 mln ludzi, generując właścicielom serwisów zarobek rzędu 5 mld dol. rocznie. 12 proc. wszystkich WWW to strony porno. 25 proc. wyszukiwań prowadzi właśnie do nich. Średni wiek pierwszego kontaktu użytkownika internetu z pornografią to 11 lat. Zapomnijmy o obrazie młodych chłopców, którzy kupując na spółkę "Playboya", tygodniami przekazują go sobie z rąk do rąk i po nocach śnią o dziewczętach z magazynu. Dziś króluje internet i hard core - kto nie wie, czym są glory holes czy bukkake, nie ma pojęcia o drastyczności zjawiska. Ale temat właściwie nie istnieje w publicznych dyskusjach. W Polsce mamy nieliczne publikacje dotykające estetyki porno, jak prace naukowe Jerzego Szyłaka czy Tomasza Szendlaka. Jest też analiza socjologa Lecha M. Nijakowskiego, który współczesną pornografię ukazuje jako zwierciadło lęków i frustracji społeczeństw. I to właściwie byłoby na tyle. Dlatego życzyłbym sobie - ku irytacji tych, którzy mają dość księży mówiących o seksie - żeby Kościół rozmawiał z wiernymi o pornografii. Jak mantrę powtarza się przecież, że katolicka wspólnota nie może żyć w oderwaniu od problemów współczesnego świata. Kłopot tylko w tym, że w przypadku walki z pornografią kościelne młyny znowu mielą za wolno. Kiedy na wysokich szczeblach hierarchii i teologii przeciąga się akademicka dyskusja o chrześcijańskiej wizji seksualności, kiedy w 24-godzinnych stacjach telewizyjnych kruszymy kopie o edukację seksualną w szkołach, na dole rzesze ludzi oglądają porno. Sprawa nie jest prosta, bo wiele prawd dla Kościoła wciąż oczywistych dla przeciętnego człowieka trąci już średniowieczem. Znam przypadek franciszkanina, katechety w Austrii - kraju, gdzie nauczanie Kościoła trafiło do publicznego lamusa. Dla tamtejszego kapłana wyzwaniem jest już samo podjęcie tematu masturbacji. Gdyby zakonnik zająknął się, że to grzech, zostałby wyśmiany przez uczniów, a może nawet trafiłby na dywanik do dyrektora. Bo onanizm, jak można przeczytać w pismach dla młodzieży i usłyszeć z ust seksuologów w telewizji, to przecież dobra metoda poznawania własnego ciała, kształtowania seksualnej samoświadomości, a pornografia to tylko nieszkodliwy, inspirujący atrybut. Dlatego katecheta nie zaczyna od zakazów, ale powoli, zajęcia po zajęciach, wspólnie z uczniami zastanawia się nad sensem i istotą cielesności. Dopiero po pewnym czasie powstaje grupa zainteresowanych uczniów - przekonana, że seks to wartość większa niż orgazm.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
3°C Czwartek
wieczór
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
wiecej »

Reklama