Ataki na chrześcijan w stanie Orisa nie ustają, mimo potępienia z różnych stron świata, powiedział w rozmowie z Radiem Watykańskim sekretarz Rady Chrześcijan w Indiach, Sam Paul.
Zaznaczył, że w niektórych wsiach chrześcijanie są zmuszani do przechodzenia na hinduizm. Co najmniej 25-30 duchownych przebywa w ukryciu, a kontakt z nimi jest tylko przez telefon. „We wsiach i w głębi kraju ludzie nie mają odpowiedniej ochrony, natomiast poprawiło się bezpieczeństwo w miastach" - dodał Paul. Przyczyną wybuchu zamieszek stało się zamordowanie pod koniec sierpnia przywódcy fundamentalistów hinduskich Swami Lakshmananandy Saraswatiego. Choć do morderstwa przyznali się rebelianci maoistowscy, nacjonalistyczne grupy Hindusów obciążają odpowiedzialnością za to chrześcijan. Informacje o liczbie ofiar i dane o rozmiarze szkód bardzo się od siebie różnią. Zginęło wielu chrześcijan, a ze swoich domów musiało uciekać nawet 50 tys. osób. W poniedziałek 7 września, na apel biskupów, dziesiątki tysięcy chrześcijan uczestniczyło w dniu modlitw i postu przeciwko przemocy. Tymczasem Raphael Cheenath, arcybiskup Cuttack-Bhubaneshwar w stanie Orisa – archidiecezji najbardziej cierpiącej na skutek przemocy – odwiedził w szpitalu w Bombaju jednego ze swoich najbliższych współpracowników, ciężko ranionego przez hinduskich fanatyków, 45-letniego o. Bernarda Digala. Ze łzami opowiadał on arcybiskupowi o tym, jak wpadł w ręce rozwścieczonych hindusów, jak go bito i poniżano. O śmierci Swamiego dowiedział się, gdy przebywał z wizytą duszpasterską w odległej od Bombaju parafii. Po zatrzymaniu o. Digala hinduiści podpalili położony w sąsiedniej miejscowości klasztor. Kapłanowi udało się uciec i znalazł schronienie w również spalonym kościele protestanckim. Tam znaleźli go ponownie hindusi, pobili do nieprzytomności żelaznym drągiem i nagiego, z połamanymi nogami, pozostawili w wypalonej świątyni na skraju dżungli. Znaleziono go dopiero późnym popołudniem następnego dnia. Do szpitala zawieźli go policjanci.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.