ONZ współwinne ludobójstwu w Rwandzie?

Brak komentarzy: 0

Nasz Dziennik/jk

publikacja 06.12.2008 12:58

Kanadyjski generał Romeo Dallaire, który miał objąć swego czasu dowództwo nad siłami ONZ w czasie misji pokojowej w Rwandzie w latach 90., ujawnił szokujące szczegóły z wydarzeń, do jakich tam doszło - donosi Nasz Dziennik.

Dallaire odmówił przejęcia dowodzenia, kiedy na kolejną jego prośbę o przysłanie dodatkowych żołnierzy na teren konfliktu spotkał się z odmową. - Mogliśmy wówczas uratować setki tysięcy ludzi - ujawnia emerytowany już dziś generał w wywiadzie dla telewizji CNN. "Głównym zadaniem Dallaire'a było monitorowanie wprowadzania w życie zapisów porozumienia pokojowego między zwaśnionymi plemionami Rwandy Tutsi i Hutu. Ugoda była jednak tylko pozorna i Hutu, zaopatrywani przez rząd w broń i amunicję, dokonywali rzezi wśród Tutsi. Jako że Tutsi stanowili mniejszość w Rwandzie, generał Dallaire zobowiązał się do ich ochrony. Wkrótce zorientował się jednak, że wśród ONZ-owskich dowódców jest osamotniony w tym stanowisku." - pisze Nasz Dziennik. 20 stycznia 1994 r. generał poinformował przełożonych, że rząd Hutu planuje w najbliższym czasie dokonać rzezi na członkach wrogiego plemienia i przedstawił plan ataku na magazyny broni bojowników Hutu, który miałby zapobiec ludobójstwu. W odpowiedzi usłyszał od ówczesnego szefa Departamentu Operacji Pokojowych ONZ Kofiego Annana - relacjonuje Nasz Dziennik - że nie zgadza się on na przeprowadzenie takiej operacji, ponieważ "wykracza ona poza mandat" sił pokojowych w Rwandzie. Został poinstruowany, że ma jedynie monitorować liczbę Tutsi pozostających w mieście. - Gdybym miał do dyspozycji choćby z 5 tys. żołnierzy, mógłbym zdziałać wiele - mówił w wywiadzie generał. Zapytany, dlaczego w związku z jego apelami nie przysłano mu dodatkowych oddziałów, odpowiada, że usłyszał od przedstawicieli Rady Bezpieczeństwa ONZ, że są one niedostępne. Powiedziano mu też, że Rada nie zamierza zwiększać liczby żołnierzy w Afryce, a planuje uczynić wręcz przeciwnie. W wyniku zaplanowanego ludobójstwa ginęli również żołnierze ONZ. W ciągu pierwszego miesiąca zginęło 30 ludzi. W nocie przesłanej do dowództwa w USA generał po raz kolejny prosił o przysłanie posiłków. Tymczasem oddział generała Dallaire'a został zmniejszony o 90 proc. stanu. - Żołnierze Armii USA są zabijani, a ich ciała są ciągane po ulicach i bezczeszczone. Nie byliśmy gotowi, by działać w Rwandzie - tak usprawiedliwiał decyzję Kofi Annan. - Taka decyzja była zezwoleniem na dalsze zabijanie niewinnych - ocenia Michael Barnett, profesor badający odpowiedzialność ONZ za dopuszczenie do ludobójstwa. - Moment, w którym Narody Zjednoczone wycofały się, jest szczytem przemocy, jaki wydarzył się w tym kraju. W czwartym tygodniu masakry sekretarz generalny ONZ Boutros-Boutros Gali zarządził całkowite wycofanie sił pokojowych z Rwandy. Generał Romeo Dallaire odmówił. Po 100 dniach walk oddziałom rebelianckiej armii Tutsi udało się doprowadzić do obalenia rządu. Kilka tygodni później Dallaire został odwołany ze stanowiska. Od Redakcji Może warto z doświadczeń sprzed 14 lat wyciągnąć jakieś wnioski odnośnie do dzisiejszej sytuacji w Demokratycznej Republice Konga?

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona