W Skopje zostanie otwarty 31 stycznia Dom Matki Teresy. Centrum pamięci i spotkań ufundował w stolicy Macedonii rząd tego kraju w związku z przypadającą w przyszłym roku 100. rocznicą urodzin beatyfikowanej w 2003 r. laureatki Pokojowej Nagrody Nobla.
Jednak ciągle spotykała żebraków, ludzi wycieńczonych i chorych, niechciane dzieci wyrzucane na śmietniki. Podjęła więc znamienną decyzję wystąpienia z klasztoru loretanek, wyjaśniając prostymi słowami: „Bóg mnie wezwał”. Mimo to nie żyła dziecięcą pobożnością, nie targaną wątpliwościami. Niedawno opublikowane jej prywatne notatki i korespondencje ukazują, że przez wiele lat Matka Teresa przeżywała głębokie wątpliwości co do swojej misji, odczuwała ludzką niedoskonałość i osamotnienie duchowe. Pragnąc bezgranicznie oddać się ubogim, 8 sierpnia 1948 r. założyła własne zgromadzenie – Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości, zatwierdzone przez Stolicę Apostolską dwa lata później, 7 października 1950 r., w dniu Matki Bożej Różańcowej. Matka Teresa chciała być biedna razem z biednymi, by móc ich lepiej rozumieć. Osiedliła się więc w Toljala, jednej z dzielnic nędzy w Kalkucie. Szybko znalazła dziewczęta chętne do współpracy. Dom przy Lower Circular Road 54 ze skromnym, dziś już przerdzewiałym szyldem „Missionaries of Charity” wkrótce stał się „ostatnim ratunkiem” dla ludzi pozbawionych wszelkiej opieki. Zgodnie z wolą Matki Teresy, misjonarki miłości obok zakonnych ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, ślubują także służbę najbiedniejszym z biednych. Celem zgromadzenia jest pomoc najuboższym, bezdomnym i chorym, w tym zarażonym wirusem HIV oraz więźniom. Umierającym biedakom misjonarki miłości dają opiekę i stwarzają warunki godnej śmierci. Opiekują się też dziećmi, zapewniając im naukę w szkołach i pobyt w domach dziecka. Strojem zakonnym sióstr jest białe sari z trzema błękitnymi lamówkami – takie, jakie noszą w Indiach ubogie kobiety. Ten strój pomaga identyfikować się z cierpiącymi. W 1979 r. Matka Teresa, która już dawno stała się symbolem chrześcijańskiej miłości bliźniego, otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla „w uznaniu działalności niosącej pomoc cierpiącym ludziom”, jak głosił noblowski dyplom. Mała zakonnica w białym sari i rozciągniętym swetrze nie miała ani swego lobby, nie stał też za nią żaden interes polityczny. Jedynym jej lobby byli najbiedniejsi z biednych w slumsach wielomilionowych metropolii na całym świecie. Chyba żadna inna osoba – poza Janem Pawłem II – nie potrafiła w tak wiarygodny sposób, jak to czyniła Matka Teresa z Kalkuty, ukazywać młodym ludziom, jak należy wypełniać chrześcijańskie przykazanie miłości do „najmniejszych z braci”. Pytani w ankietach o wzory do naśladowania, młodzi najczęściej wskazywali na założycielkę misjonarek miłości. Gdy 5 września 1997 r. świat obiegła wiadomość o jej śmierci, bólem zareagowali politycy i dostojnicy kościelni. Nawet dla ówczesnego prezydenta Rosji, Borysa Jelcyna, Matka Teresa była uosobieniem „dobroci, gotowości posługiwania i oddania najbardziej potrzebującym”. Utrzymywała kontakty z władcami, bogaczami i innymi najpopularniejszymi ludźmi z całego świata, często wracając z takich rozmów z czekami na znaczne sumy, czy z obietnicą ułatwień dla działalności misjonarek. W głowie miała zawsze gotowe kolejne projekty pomocy najbiedniejszych i ze wszystkich sił starała się je realizować. Już w sześć lat po śmierci Matki Teresy papież Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Uczestniczące w uroczystości tysiące wiernych nie kryły radości. Od tego czasu miliony ludzi na całym świecie oczekują na wiadomość o kanonizacji. Do tego jednak, jak utrzymuje postulator procesu, brakuje udokumentowanego cudu za wstawiennictwem błogosławionej.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.