W czasie spotkania z przywódcami najważniejszych organizacji żydowskich w Stanach Zjednoczonych Benedykt XVI nie odwołał się do Soboru Watykańskiego II lecz do słów swego poprzednika - zauważa na łamach „La Repubblica" Adrianio Prosperi.
Publicysta rzymskiego dziennika zwraca uwagę, że papież powtórzył tekst prośby o przebaczenie, pozostawionej przez Jana Pawła II przy jerozolimskim Murze Płaczu: „Boże naszych ojców, Ty wybrałeś Abrahama i jego potomstwo, aby objawić swe Imię narodom. Jesteśmy głęboko zasmuceni postępowaniem tych, którzy w ciągu historii spowodowali cierpienia Twoich dzieci. Prosząc Cię o przebaczenie, chcemy zobowiązać się do prawdziwego braterstwa z narodem Przymierza”. Komentator podkreśla, że Benedykt XVI utożsamił się z tym tekstem i wyjaśnia, że „nie było to uznanie win i błędów Kościoła jako zbiorowości i jako hierarchii... lecz przyznanie się do win i błędów popełnionych przez niektórych chrześcijan, którzy pobłądzili indywidualnie”. Jego zdaniem zarówno Jan Paweł II, jak i papież Ratzinger wybrali tę drogę z obawy przed „rozłamem w samym Kościele”. Zagrożenie to udowodnił także przypadek lefebrystów. „Faktem jest, że doszło do czegoś nowego i padło nowe słowo: to po pierwsze reakcja opinii publicznej na niesłychane obrażenie przez księży i biskupów Bractwa św. Piusa X prawdy historycznej i pamięci ofiar Szoah. Natomiast ważnym wypowiedzianym przez Benedykta XVI słowem, jest prośba o przebaczenie” – zważa na łamach „La Repubblica” Adrianio Prosperi. Z kolei Giancarlo Zizzola, watykanista dziennika „Sole24Ore”, nie uznaje słów Benedykta XVI za przeprosiny. - Raczej Benedykt XVI chciał z całą mocą podkreślić, że jego stosunek do Żydów i Holokaustu jest taki sam jak polskiego papieża, który w środowiskach żydowskich i w Izraelu cieszył się wielką estymą. Chciał powiedzieć, szczególnie w obliczu tej ogromnej fali krytyki, że nic się nie zmieniło, że Kościół podąża tą samą drogą.Stąd odwołanie do „Nostra aetate” i Jana Pawła II. - Ale papież już to w związku ze sprawą Williamsona powiedział, a Sekretariat Stanu powtórzył... - zauważa Piotr Kowalczuk, prowadzący wywiad w "Rzeczpospolitej". - Tak. Tyle że zbyt późno. I to był największy błąd. Kiedy rozmawialiśmy tydzień temu, mówiłem, że Watykan za to zapłaci. Teraz trzeba się gęsto tłumaczyć, i to z rzeczy oczywistych, zamiast ukręcić sprawie łeb na samym początku. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł podejrzewać, że papież godzi się z negowaniem Holokaustu. Trudno też mieć mu za złe, że dąży do likwidacji schizmy. Ale też trzeba było od razu, a nie po kilkunastu dniach, wyjaśnić, na jakich warunkach. Poza tym papież musiał to jeszcze raz powtórzyć, dobitnie, bo rozmawiał z Żydami. Oni na to czekali i im się to należało. Poza tym to też dowód, że papieżowi naprawdę zależy na dobrych stosunkach z Żydami. - Czy to definitywne zamknięcie tej sprawy i koniec konfliktu? - pyta dziennikarz. - Moim zdaniem to załagodzenie konfliktu, rozładowanie napięć. Jego koniec będzie zależał od tego, co Benedykt XVI powie Żydom podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej - mówi Zizzola.
40-dniowy post, zwany filipowym, jest dłuższy od adwentu u katolików.
Kac nakazał wojsku "bezkompromisowe działanie z całą stanowczością", by zapobiec takim wydarzeniom.