Niejedno powiedzieć trzeba. Nawet, gdy to trudne dla duszpasterza i dla domowników. Ale zanim powiem, muszę słuchać. I to jest chyba istota wyjścia pomiędzy ludzi: słuchać.
Tajemnice światła... Bardzo trudne tajemnice Różańca. Bóg objawia się światu przez Jezusa. Zatem człowiek, który Jezusowi i w Jezusa uwierzył, powinien to objawienie nieść dalej. To wszystko wraz z całą teologiczną teorią wiemy. Zatem trzeba by pójść nad jakiś współczesny Jordan. Może na lotnisko? A może nad rzeką (widzę z okna Białkę) usiąść z wędką pośród innych? A może na twiterze czy facebooku profil założyć i tę wirtualną społeczność dyskretnie wiarą przenikać? Pewnie każda z tych i innych dróg jest „do wzięcia”. Ale żadna nie wystarcza.
Przede mną, jako księdzem, w tych dniach (i tygodniach) inna droga. Kolędowa. Niesamowicie męcząca i fizycznie, i psychicznie. Mnie. Pewnie innych księży także. Ale kto obiecywał, że będzie łatwo? Idę więc na kolędę. Nie lubię tego programowego określenia „wizyta duszpasterska”. Gdy w ogłoszeniach mówię „kolęda” i podaję ulice na kolejne dni, wszyscy wiedzą, o co chodzi. Programowe określenie „wizyta duszpasterska” wydaje mi się zbędne. Niech Parafianie (duża litera, oni nie są tłumem, widzę każdego z osobna – zwłaszcza na kolędzie)... Otóż niech Parafianie sami zauważą, że jest to wizyta duszpasterska. A jaka mogłaby być inna?
Na przykład urzędniczo-statystyczna. Kto pod tym adresem, ile osób, daty urodzenia, stan cywilny (cywilno cywilny, czy kościelny?). I parę innych pytań. Na wizytę w rodzinie przypada 5 minut (to i tak długo), więc życzenia Bożego błogosławieństwa i dalej. Bywa też wizyta wizytacyjna. Dzieci (zwłaszcza te starsze) na katechezę chodzą? O, jest zeszycik, już podpisuję. Może jakiś indeks przed bierzmowaniem? A wyklejanka z rorat? Cudownie. Obrazeczek... Bywa wizyta inkwizytorska – na różne tematy. Bywa wizyta fiskalna – „oj, ostatniej składki na witraże nie widzę”. Bywa wizyta moralizatorska z dwoma nurtami tematów: niedzielna msza oraz ślub (bądź jego brak).
Słyszę, jak moi współbracia duszpasterze zgrzytają zębami: co też ten mędrek wypisuje! To mamy wszystko przygłaskać i jak psu powiedzieć „dooobry pies”? Nie, nie mamy. Niejedno powiedzieć trzeba. Nawet, gdy to trudne dla duszpasterza i dla domowników. Ale zanim powiem, muszę słuchać. I to jest chyba istota wyjścia pomiędzy ludzi: słuchać ich, ich problemów, ich kłopotów i radości. Jasne, to zabiera trochę czasu. Bywa i tak, że trudno przerwać jakąś opowieść. A tam już ministranci dzwoneczkiem dają znak, że czas minął. I tak człowiek (ksiądz też ludzie) jest rozdarty pomiędzy nieubłaganą tyranię zegarka, a potrzebę bycia z Parafianami. Powiecie, że Jezus głównie nauczał, że nieraz nawet ostro przemówił. Owszem, ale nie wolno zapomnieć, że Jezus do trzydziestki żył, pracował, był wśród zwykłych ludzi jako zwykły człowiek. Nasłuchał się wtedy i napatrzył życia. Dlatego to, co potem mówił głosząc Boże królestwo, trafiało do słuchaczy. Bo było z Mądrości Boga i ludzkiej mądrości równocześnie. I tak mi się zdaje, że my, duszpasterze, za mało słuchamy, co w życiu piszczy. A im kto wyżej w duszpasterskich strukturach, tym mniej słyszy – taka jest bowiem natura rzeczy. A oczekiwania wiernych i tak zawsze będą nas przerastać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.