Medal za porzucenie kapłaństwa

Komentarzy: 11

ks. Artur Stopka

publikacja 25.06.2007 10:32

Pewnie zostanę okrzyknięty średniowiecznym fundamentalistą, ale wydaje mi się, że dawny sposób traktowania porzucenia kapłaństwa był lepszy.

Wygląda na to, że mamy w Kościele katolickim w Polsce nowy medialny problem. Są nim księża, którzy odeszli ze stanu kapłańskiego. Nie żartuję. Chociaż samo zjawisko odchodzenia z kapłaństwa nie jest dla nas żadną nowością, okazuje się, że poważnym problemem może być to, co dalej robią i jak są traktowani. Zwłaszcza, jeśli przed odejściem ich nazwiska funkcjonowały w społecznym obiegu w charakterze autorytetów. Miesięcznik Więź poświęcił problemowi odchodzenia (i - jako uzupełnienie - zostawania) księży dużą część czerwcowego numeru. Nic w tym złego. Odchodzący księża nie przestają być członkami Kościoła, nikt im nie odbiera sakramentu chrztu i jego skutków. Trzeba o nich i z nimi rozmawiać. Jednak w tekstach zamieszczonych w Więzi jest coś uderzającego – brak poczucia winy u tych, którzy odeszli, który nie spotyka się z żadną reakcją. Ogólny wniosek z lektury opublikowanych w miesięczniku tekstów jest właściwie jeden – to Kościół jest winien ich odejściu. Brakowało mi tylko modnego dziś wezwania do przeprosin. Ale obserwując narastającą tendencję pobłażliwości wobec porzucania kapłaństwa spodziewam się takich wezwań już wkrótce. W mediach pojawiło się jeszcze jedno zjawisko związane z byłymi księżmi, zwłaszcza tymi o znanych nazwiskach. W ostatnich tygodniach coraz częściej występują oni w charakterze ekspertów od oceniania i reformowania Kościoła. Wypowiadają się na temat wliczania oceny z religii do średniej, komentują wypowiedzi hierarchów na temat zagrożeń dla demokracji w naszym państwie, analizują stan wiary... Pewnie zostanę okrzyknięty średniowiecznym fundamentalistą, ale wydaje mi się, że dawny sposób traktowania porzucenia kapłaństwa w kategoriach grzechu, wstydu, osobistej winy, był lepszy niż obecna ostentacja i akceptacja. Tak się składa, że właśnie w tych dniach jeden z moich znajomych księży odchodzi z kapłaństwa. Nie robi z tego widowiska. Stara się uczynić ten krok po cichu, tak, aby maksymalnie zminimalizować zgorszenie. Bo on ma świadomość, że choć – przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia – odchodząc wybiera mniejsze zło, (nie chce prowadzić podwójnego życia, udawać przed ludźmi itd., zostawiać kobietę samą z dzieckiem), to jednak jest to zło. Jest dla niego oczywiste, że ci, których zawiódł, nie mają obowiązku wykazywać zrozumienia i wygłaszać pochwał dla jego decyzji. No tak, ale on nie jest księdzem z pierwszych stron gazet. Jest zwyczajnym księdzem, który uległ słabości. I nie oczekuje, że jego grzech będzie traktowany jak zasługa. Nie spodziewa się medalu za porzucenie kapłaństwa.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..