Niektórzy mówią, że nie wezmą go do ręki, bo zmienia treść Pisma Świętego. Ci, którzy naprawdę do niego zajrzeli, odkrywają, że ułatwia zrozumienie tekstu. Ukazał się nowy przekład Biblii.
Co niektórzy dostrzegli w całym Piśmie Świętym tylko jedno słowo: dłużnik i zaczęli je z uporem piętnować. Od lat powtarzamy bowiem: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, a w nowym tłumaczeniu pojawiło się: daruj nam nasze długi, jak i my darowaliśmy naszym dłużnikom. Jakże mogło się tak stać, że słowo o zabarwieniu etycznym zastąpiono innym, kojarzącymi się z ekonomią?! A specjaliści są zgodni i pewni tego, że oryginalna wypowiedź Jezusa zawiera słowa dług i dłużnicy. Dodają, że On sam wyjaśnia sens tej prośby w przypowieści o dwóch dłużnikach (Mt 18, 23-35). Ale czy my liczymy się z tym, co powiedział Jezus? Dla nas ważne jest przyzwyczajenie. A że przywykliśmy do jednego z tłumaczeń, to najlepiej niech już tak zostanie na wieki. Niektórym trudno zaakceptować fakt, że Jezus mówi do ludzi ich językiem, używa obrazów z codziennego życia, prowokuje stwierdzeniami, aby zmusić do zastanowienia. Któż z ludzi ma wobec Boga dług pieniężny? Czy Bóg jest bankierem? Skoro więc Jezus używa takiego słowa, to znaczy, że wskazuje na inną rzeczywistość. Nie mówi o pieniądzach, ale chce powiedzieć ludziom o ich braku miłości, o grzechu. Przez grzech zaciągamy niesamowicie wielki dług wobec Boga, który mimo naszej niewierności kocha nas i darzy nas swoją łaską. Gdyby ktoś głębiej zastanowił się nad oryginalną wypowiedzią Jezusa, wiedziałby, że nie można banalizować tych słów. Podobnie nie można przejść obojętnie nad szokującą wypowiedzią Jezusa, że szczęśliwi są ci, którzy ze względu na Boga cierpią udrękę, są prześladowani za sprawiedliwość, znoszą zniewagi i są oczerniani. Jezus jasno nazywa ich szczęśliwymi, a nie błogosławionymi. Zamiana słowa na tożsame z oryginałem rodzi pytanie: Czyżby Jezus miał inną wizję szczęścia niż my? Na pewno tak! Ale nie zrozumiemy Jezusa, jeśli zamiast słuchać Jego słów, z uporem będziemy trwać przy jakimś konkretnym tłumaczeniu. Kolejną „kontrowersyjną” sprawą jest opatrzenie tekstu świętego komentarzem i przypisami. Czy naprawdę potrzebujemy takiej pomocy? Lepiej przecież jak się nie rozumie, bo wtedy łatwiej można wytłumaczyć własną ignorancję i błędne postępowanie. Niestety, cały tekst ma wystarczające komentarze, napisane zrozumiałym językiem. Miejsca trudne pod względem interpretacji wyjaśniono przypisami. Przejrzyste wprowadzenia do każdej księgi pozwalają zrozumieć jej kontekst i przesłanie. W czym jest więc problem? Może w tym, że tak bardzo domagamy się jasności i przejrzystości w życiu, ale gdy jest nam dana, to nie chcemy jej przyjąć. Wiele „złego” powiedziano o nowym tłumaczeniu Pisma Świętego, ale… czy w takim razie rzeczywiście jest ono aż tak złe? Czy nie warto czasem przezwyciężyć przyzwyczajenie i sięgnąć do tego dzieła, pamiętając, że wcześniejsze tłumaczenia, chociaż stawiały sobie za cel jak najlepsze oddanie sensu biblijnego przesłania, niekoniecznie musiały osiągnąć to w pełni. Spróbujmy spojrzeć na to nowe tłumaczenie bez emocji. Oto w Kościele Polskim otrzymaliśmy wielki dar, nad którym pracowali z pietyzmem ludzie głębokiej wiary i wiedzy. Oczywiście, jak każde ludzkie działanie, także i to może, a nawet powinno być poddawane krytycznej ocenie. Wtedy staje się lepsze. Jeśli jednak ma to być konstruktywna krytyka, to najpierw należy sięgnąć po to, co chce się skrytykować. Dla jasności: sięgnąć i przeczytać. Jerzy Pawłowski
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.