Po dwóch latach o tragicznego wypadku, kapitan wycieczkowca stanął na jego pokładzie. Schettino: wróciłem tu, żeby oddać hołd zmarłym i włoskim kapitanom.
- To zupełnie coś innego chodzić tu na spokojnie, aniżeli w chwili kiedy statek tonie, a na pokładzie dochodzą okrzyki paniki – powiedział Francesco Schettino wchodząc na pokład Costa Concordii.
Minęły dokładnie dwa lata i miesiąc od dramatu jaki wydarzył się u wybrzeża wysepki Isola del Giglio na Morzu Śródziemnym. Statek uderzył wtedy w skały. Na pokładzie znajdowało się 3206 pasażerów i 1023 członków załogi (w tym 15 Polaków).
Schettino, którego od samego początku obarcza się winą za katastrofę wrócił na pokład statku na polecenie kapitana żeglugi Gregorio De Falco. To też element prowadzonego przez prokuraturę śledztwa. Jak tylko pojawił się na Giglio, jego samochód oblepiło kilkudziesięciu dziennikarzy. Schettino z trudem wydostał się na zewnątrz. Brutalnym ruchem ręki jednak odepchnął cisnących się kamerzystów. Wchodząc na Concordię był wyraźnie zdenerwowany i wściekły. Krzyknął do usiłujących zadać mu pytania: „Basta! Idźcie stąd!”.
Na pokładzie zniszczonej Concordii spędził blisko cztery godziny. Po wizycie, tym razem nie kryjąc wyraźnego poruszenia powiedział przed mikrofonami: „Wróciłem tu, żeby oddać hołd tym, którzy zginęli, żeby oddać hołd także włoskim kapitanom, ale także dlatego, że w procesie, który się toczy chcę dowieść prawdy”.
Twierdził też, że „mieszkańcy wyspy dają mu odczuć wyrazy solidarności”. Jedyny incydent, jaki wydarzył się w czasie wizyty na Giglio to próba ataku na Schettino przez nieznanego mężczyznę. Krzyczał on: „Obyś utonął!”.
Włoski kapitan wyjaśnił też, że na prośbę adwokata, na chwilę obecną nie będzie odpowiadał na pytania. Jednak kiedy dziennikarz z Fatto Quotidiano Enrico Fierro krzyknął za plecami Schettino: „Czemu opuściłeś statek w chwili katastrofy?”, ten tym samym tonem odpowiedział: „Jeśli nadal będziecie powtarzać te bzdury, to znaczy że kompletnie nic nie rozumiecie!”
Prokuratura włoska przez rok przesłuchiwała ocalałych pasażerów i załogę w sprawie Concordii. Przed kilkoma miesiącami przed sądem zeznawał Salvatore Ursino, stażysta, który był świadkiem poleceń jakie wydawał w chwili tragedii kapitan statku. Zeznał on m.in., że na pięć minut przed uderzeniem statku o skały koło wyspy Giglio Schettino wydał rozkaz zwiększenia prędkości oraz, że w kluczowych momentach poprzedzających katastrofę, gdy indonezyjski sternik dwukrotnie nie zrozumiał rozkazów wydanych mu przez kapitana, ten interweniował. Zeznania Ursina jednak – niezwykle ważne dla procesu - obrońca Schettino, mec. Francesco Pepe uznał za dowodzące niewinności kapitana. Zdaniem prawnika wskazują na to, że „Schettino nie opuścił statku, lecz że uratował 20 osób, które były z nim w szalupie, i ryzykował razem z innymi członkami załogi, że zostanie zmiażdżony przez Concordię".
Kapitanowi Francesco Schettino łącznie grozi 20 lat więzienia za doprowadzenie do katastrofy statku, nieumyślne spowodowanie śmierci 38 osób i obrażeń wielu innych, a także za ucieczkę z pokładu w trakcie ewakuacji.
Costa Concordia był pierwszym z sześciu jednostek Costy, największym jednocześnie pod względem miejsc pasażerskim statkiem pod europejską banderą. Przed rokiem wypłynął z portu Civitavecchia wieczorem 13 stycznia w siedmiodniowy rejs na trasie: Savona, Marsylia, Barcelona, Palma de Mallorca, Tunic, Palermo.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.