Weteran II wojny światowej i jego żona zmarli w dzień swojej 76. rocznicy ślubu.
Weteran Clifford Hartland (101 lat) zmarł 14 godzin przed swoją ukochaną żoną Marjorie (97), która dosłownie zmarła z powodu "złamanego serca". Ich córka Christine Person (67) stwierdziła, że śmierć przerwała "doskonałą opowieść o miłości". Pomijając trzy lata, kiedy pan Hartland uważany był za zaginionego, a nawet za zmarłego w azjatyckiej dżungli, ale jego żona ani na chwilę nie straciła nadziei, że mąż żyje.
Hartland był mechanikiem samochodowym w czasie pokoju. Był jednym z czterech ocalałych z 7. Pułku Królewskiej Artylerii Wybrzeża, którzy zostali schwytani przez Japończyków i zmuszeni do ciężkiej pracy przy budowie kolei w Birmie.
Clifford i Marjorie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Spotkali się w Cardiff. Ślub odbył się 5 sierpnia 1938 roku, na 3 lata przed wysłaniem Hartlanda do Singapuru zaraz po wybuchu II wojny światowej. Jego pułk 700 mężczyzn poddał się Japończykom w następnym roku i pan Hartland, jak tysiące innych, był torturowany, głodzony i pracował na krawędzi śmierci. Przeżył 15 różnych obozów. Zmuszony był nawet do kopania własnego grobu. W 1945 r. wrócił do domu, otrzymał nawet list z podziękowaniem od króla Jerzego.
Córka do tej pory nie wie, jak ojcu udało się przetrwać. - Nie wiem, jak tata przetrwał, chyba dzięki szczęściu i determinacji. Było 700 mężczyzn, gdy szli na wojnę, ocalało tylko 4.
Pani Hartland nie chciała przyjąć do wiadomości, że mogłaby być wdową, nawet po otrzymaniu listu, w którym twierdzono, że mąż zaginął i prawdopodobnie nie żyje. W tym czasie pracowała w fabryce spadochronów, czego nienawidziła z powodu brudu i szczurów. - Każdego dnia mama w drodze do pracy wstępowała do kościoła i modliła się, by tata wrócił do domu - opowiada Christine. Po powrocie Clifford przez pewien czas był w szpitalu. - Byli wspaniałym małżeństwem. Nigdy się nie kłócili. Tata idealizował mamę, a ona go adorowała.
W zeszłym tygodniu, gdy pan Hartland zmarł, żona zadzwoniła do córki i powtarzała, że nie może bez niego żyć. Zmarła w nocy z powodu ataku serca. Jak określiła to córka, z powodu "złamanego serca". Jedno nie mogło żyć bez drugiego.
Ich zdjęcie można zobaczyć na stronie.
Zaapelował też, aby pozostali wierni tradycji polskiego oręża.
"Śmiało można powiedzieć, że pielgrzymujemy. My przedstawiciele władz państwowych (...)".
W kraju w siłę rosną inne, zwaśnione z nimi grupy ekstremistów.
"Nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu"
Tylko czerwcu i lipcu strażacy z tego powodu interweniowali ponad 800 razy.