Z Maciejem Grzywaczewskim, byłym opozycjonistą, producentem filmu "Aram", prywatnie szwagrem Arkadiusza Rybickiego, rozmawia Jan Hlebowicz.
Jan Hlebowicz: Przy okazji otwarcia Europejskiego Centrum Solidarności odbyła się premiera filmu "Aram". Jego głównym bohaterem jest Arkadiusz Rybicki, który opowiada sam o sobie...
Maciej Grzywaczewski: Rzeczywiście, w filmie Aram opisuje swoje życie. Od urodzenia do decyzji o podróży prezydenckim samolotem do Smoleńska na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej. Scenariusz oparty jest głównie na notacjach filmowych i na rozmowach z żoną Małgosią, z jego braćmi, siostrami, przyjaciółmi...
Dla kogo powstał ten film?
- Chęć stworzenia tego obrazu wynikała z potrzeby serca członków rodziny Arama i jego przyjaciół. Stwierdziliśmy, że Arkadiusz Rybicki to wyjątkowa postać, która powinna zostać w taki właśnie sposób upamiętniona. Z drugiej strony zależało nam, by film przemówił do młodego widza. Aram miał bardzo ciekawą i złożoną osobowość. Z jednej strony mamy hipisa uwielbiającego Doorsów, w okularach "lennonkach", które sam sobie dla szpanu zrobił z drutu, i spodniach "dzwonach". Z drugiej strony widzimy opozycjonistę bezkompromisowego wobec komunistycznej władzy, założyciela Ruchu Młodej Polski, współtwórcę słynnej tablicy z listą 21 postulatów MKS, która dziś znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, oraz bliskiego współpracownika Lecha Wałęsy. Aram był też wspaniałym rozmówcą o wyrazistych poglądach, a jednocześnie człowiekiem dialogu, otwartym na wymianę myśli.
Czy film nie przypomina trochę laurki?
- Aram taki po prostu był. Zresztą ten film nie jest tylko o nim. Jest to także spacer przez historię. Pokazując losy jednego człowieka, opowiadamy historię całego środowiska i zmieniających się Polski i Europy.
Życie Arama to nie tylko działalność opozycyjna. Po 1989 roku Arkadiusz Rybicki był wiceministrem kultury, posłem. Wiele osób krytykowało go za jego stosunek do IPN i lustracji.
- W myśleniu Arama nie było relatywizmu. Uważał komunizm za zło. Był zwolennikiem dekomunizacji i lustracji. Jako jeden z pierwszych udostępnił opinii publicznej swoją teczkę. Krytykował raczej przebieg lustracji. Jego wyraźny sprzeciw wzbudzało zwłaszcza wykorzystywanie dokumentów wytworzonych przez SB do prowadzenia bieżącej polityki. Buntował się przeciwko wystawianiu bezapelacyjnych sądów o ludziach na podstawie zapisów rejestracyjnych w katalogach sporządzanych przez bezpiekę. Wiedział, że takie wyroki mogą być bardzo niesprawiedliwe i głęboko ranić niewinnych ludzi. Poza tym, po przemianach ustrojowych Aram nie zajmował się tylko polityką i IPN.
Jednym z najważniejszych momentów w życiu Arkadiusza Rybickiego były narodziny jego autystycznego syna Antoniego.
- Rzeczywiście. Aram, doświadczony wychowywaniem autystycznego syna, zdecydował się razem ze swoją żoną na zbudowanie w Trójmieście systemu pomocy dla osób z autyzmem. Można powiedzieć, że on i Małgosia stali się pionierami takiej działalności. Założyli Stowarzyszenie Pomocy Osobom Autystycznym, które było drugą tego typu organizacją w Polsce.
Mimo wielu obowiązków, zawsze znajdował czas na swoją największą pasję, czyli piłkę nożną.
- Aram mówił pieszczotliwie, że gra w "piłeczkę". Zazwyczaj wybiegał na murawę jako prawy obrońca albo defensywny pomocnik. Grał bez fauli, bez złośliwości, ale ambitnie i skutecznie. Jego styl był taki, jak sam Aram. Małymi krokami, z zasadami, ale zawsze do przodu. Oprócz tego, że był aktywnym piłkarzem amatorem, od lat kibicował Lechii Gdańsk. Cieszył się jak mały chłopiec, że jego drużyna jest w ekstraklasie...
Wróćmy na chwilę do filmu. Epizody fabularyzowane w "Aramie" grają młodzi ludzie, w tym członkowie rodziny Arkadiusza Rybickiego. Odtwórcą głównej roli jest jego bratanek...
- Piotrek bardzo się w tę rolę zaangażował. Podczas kręcenia filmu mieszkał w Londynie, z którego specjalnie latał na zdjęcia do Gdańska. Zapuścił brodę, robił wszystko, co w jego mocy, by jak najbardziej upodobnić się do wujka. Zresztą w filmie występuje jeszcze Janek, który wciela się w swojego ojca Mirosława Rybickiego, a Bożenę, siostrę Arama, gra moja córka.
Taki family business?
- Młodzi ludzie z rodziny Rybickich są podobni do swoich rodziców, więc wybór był oczywisty. Poza tym oni po prostu chcieli wystąpić w filmie. Wszyscy byli dumni z udziału w projekcie, bo wuj Aram był dla nich prawdziwym autorytetem. Poza tym w "Aramie" zagrało też wiele osób wybranych w castingu.
W filmie nie została pokazana katastrofa smoleńska. Pamięta pan tamten dzień?
- Bardzo dobrze. Obudziłem się rano, bo chciałem obejrzeć bezpośrednią transmisję z uroczystości. Kiedy w telewizji zobaczyłem szczątki prezydenckiego samolotu, byłem przerażony. Jednak dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że wśród pasażerów był Aram. Po jego śmierci w moim sercu pozostała głęboka wyrwa. Muszę dodać, że z Aramem rozmawiałem tydzień przed katastrofą. Bardzo się cieszył, że jedzie upamiętnić polskich oficerów pomordowanych przez sowietów. 40 lat wcześniej na murze stoczni gdańskiej napisał: "Nie zapomnimy Katynia".
Film "Aram" będzie można zobaczyć już wkrótce w Gdyni na festiwalu "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci" (11-13 września) oraz Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (15-20 września). W listopadzie trafi na antenę TVP 1.
Wspomnienie o Arkadiuszu Rybickim w 37. numerze "Gościa Niedzielnego".
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.