Reklama

"PKW nie nakazywała opuszczenia sali"

PKW nie wydawała demonstrantom poleceń do opuszczenia swej siedziby, bo nie była administratorem budynku - zeznał w piątek przed sądem b. szef PKW Stefan Jaworski. Zeznający policjanci przyznali, że podczas akcji nie było czasu na legitymowanie dziennikarzy.

Reklama

Przed warszawskim sądem rejonowym kontynuowany jest w piątek proces fotoreportera PAP Tomasza Gzella i dziennikarza TV Republika Jana Pawlickiego, oskarżonych przez policję o naruszenie miru domowego w Państwowej Komisji Wyborczej.

Dziennikarze zostali zatrzymani przez policję około północy z 20 na 21 listopada, gdy relacjonowali okupację gmachu PKW przez osoby protestujące w sprawie opóźnienia ogłoszenia wyników wyborów samorządowych. Okupujący także zostali zatrzymani po tym, jak nie posłuchali wezwania do opuszczenia gmachu. Łącznie z dziennikarzami zatrzymano wtedy 12 osób. Wszystkich policja oskarżyła o to samo - naruszenie miru domowego przez nieusłuchanie polecenia opuszczenia pomieszczenia.

Dotychczas podczas piątkowej rozprawy sąd przesłuchał kilku wezwanych świadków - w tym Jaworskiego i b. sekretarza PKW Kazimierza Czaplickiego. Obaj b. członkowie PKW poprosili o nieutrwalanie dźwięku i obrazu podczas ich zeznań. "Chodzi o ochronę mojego wizerunku. W poprzednim okresie media prezentowały mój wizerunek w sposób uwłaczający i wykraczający poza prawo" - uzasadniał swój wniosek Jaworski.

B. szef PKW zeznał, że miał świadomość, iż demonstracja jest nielegalna. Zaznaczył, że po zawieszeniu prac przez PKW i opuszczeniu przez niego siedziby Komisji około godz. 21 nie kontaktował się z nim już nikt z policji, ani ochrony Kancelarii Prezydenta. Także Czaplicki przyznał, że nikt z policji, ani pracowników Kancelarii Prezydenta w tym czasie się z nim nie kontaktował.

Na pytanie obrońców, kto naruszył prawo - dziennikarze, czy demonstranci - Jaworski odpowiedział, że nie wie. "Nie zetknąłem się z tymi osobami, więc nie wiem" - powiedział.

Proces Gzella i Pawlickiego zaczął się 21 listopada przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście w trybie przyśpieszonym - co oznacza, że musi dobiec końca w terminie 14 dni od wniesienia oskarżenia. Jeśli więc proces miałby dobiec końca w trybie przyśpieszonym, to jeszcze w piątek sąd powinien zamknąć rozprawę i wydać wyrok.

Sąd przesłuchał dotychczas na piątkowej rozprawie także m.in. czterech policjantów biorących udział w interwencji w PKW. Przyznali oni, że działania policji były podjęte na żądanie administratora budynku. Jeden z nich zeznał, że podczas interwencji Gzell stał w drzwiach, przez które wynoszono demonstrantów, co mogło utrudniać działania policji, gdyż jego sprzęt fotograficzny zaczepiał o elementy wyposażenia funkcjonariuszy. Przyznał jednak jednocześnie, że nie widział, żeby fotoreporter PAP "źle się zachowywał".

Policjanci podkreślali, że działania policji były szybkie i "nie było czasu na legitymowanie osób na sali" zajmowanej przez demonstrantów. "Ja nie wiedziałem, czy to jest dziennikarz, można się pomylić" - zeznał inny z policjantów mówiąc o zatrzymaniu Gzella. Na piątkowe popołudnie zaplanowano jeszcze m.in. przesłuchanie szefa Kancelarii Prezydenta Jacka Michałowskiego oraz naczelnego TV Republika Tomasza Terlikowskiego.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
-1°C Sobota
noc
-1°C Sobota
rano
2°C Sobota
dzień
2°C Sobota
wieczór
wiecej »

Reklama