Kilka minut po godzinie 13 czasu miejscowego, Franciszek odlecial z powrotem do Manili.
Już w piątek organizatorzy papieskiej pielgrzymki apelowali o modlitwę w intencji dobrej pogody, żeby Papież mógł spokojnie odwiedzić prowincję Leyte i miast Tacloban, które w 80. proc. zniszczył ogromny tajfun "Yolanda". Prognozy nie były najlepsze, zapowiadano deszcz i silny wiatr.
W sobotni poranek, ok. 9:30 czasu filipińskiego (7 godzin do przodu w stosunku do Polski) samolot filipińskich linii lotniczy wylądował na lotnisku w Tacloban, ale pogoda, która temu towarzyszyła nie zwiastowała nic dobrego. Ludzie, którzy przyszli na Mszę św. z Papieżem stali na porywistym wietrze, ubrani w peleryny przeciwdeszczowe. Meteorolodzy zapowiadali, że do wybrzeży prowincji zbliża się tajfun.
Franciszek odprawił Mszę św. w pobliżu lotniska, później pojechał do katedry Palo, która była zniszczona przez tajfun. W drodze dostał informację, że wzmaga się alarm pogodowy. W katedrze pozdrowił tylko wiernych i oświadczył, że właśnie się dowiedział, że trzeba natychmiast wracać do Manili.
- Bardzo Was przepraszam. Jestem zasmucony, ponieważ przygotowałem dla Was coś wyjątkowego. Ale zostawmy wszystko w rękach Maryi - powiedział Ojciec Święty do wielkiej liczby ludzi, która przyszła, aby go zobaczyć i razem z nim się modlić.
- Pozwólcie, że powiem coś w zaufaniu: kiedy z Rzymu widziałem tę katastrofę, poczułem, że muszę tutaj być. Właśnie w tamtych dniach postanowiłem, że tutaj przybędę - mówił Papież w homilii. - W pierwszym czytaniu słyszymy, że mowa jest o tym, iż mamy arcykapłana wielkiego, który może współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Jezus podobny jest do nas, żył podobnie jak my i jest podobny do nas pod każdym względem, we wszystkim, za wyjątkiem grzechu. Bowiem nie był On grzesznikiem, ale aby być bardziej do nas podobnym przyjął naszą kondycję i nasz grzech. Sam stał się grzechem. To nam mówi św. Paweł. I Jezus zawsze idzie przed nami, a kiedy przechodzimy przez doświadczenie krzyża, On je przechodzi przed nami. Jeśli dzisiaj gromadzimy się tutaj czternaście miesięcy po uderzeniu tajfunu Yolanda, to dzieje się tak, abyśmy byli pewni, że nie osłabniemy w wierze, bo Jezus przeszedł jako pierwszy, w swojej męce wziął na siebie wszystkie nasze cierpienia - mówił Franciszek.
Tak wielu z was straciło wszystko. Nie wiem, co wam powiedzieć. Ale Pan to wie. Niektórzy z was utracili członków rodziny. Wszystko, co mogę, to trwać w milczeniu. Towarzyszę wam w milczeniu serca. Wielu z was pytało: dlaczego Panie? Każdemu z was Pan odpowiada w sercu ze swego serca, z krzyża. Nie mam więcej słów, które mógłbym wam powiedzieć. Spójrzmy na Chrystusa. To On jest Panem. On nas rozumie, bo przeszedł przez wszystkie doświadczenia, bo przeszedł przez wszystkie próby, jakich wy doświadczyliście. A u stóp krzyża stała Jego Matka. Jesteśmy jak to małe dziecko, tuż obok w chwilach, kiedy przeżywamy tak wiele bólu, że nie rozumiemy już nic więcej, a jedyne, co możemy uczynić, to wyciągnąć ręce i mocno uchwycić się Jej ręki i powiedzieć: mamusiu! jak dziecko odczuwające lęk. Jest to pewnie jedyne słowo, jakie możemy powiedzieć w takich trudnych czasach: mamo, mamusiu! Pozostańmy na chwilę w milczeniu. Spójrzmy na Ukrzyżowanego Chrystusa. On nas może zrozumieć, bo zniósł wszystkie cierpienia. Spójrzmy też na naszą Matkę, i tak jak małe dziecko, uchwyćmy się jej płaszcza, całym sercem mówiąc Jej: Mamo! Wypowiedzmy tę modlitwę w milczeniu, powiedzmy Matce, co odczuwamy w sercu - mówił Papież ludziom dotkniętym przez tajfun.
W planie sobotniego dnia było jeszcze spotkanie z grupą ocalałych ze straszliwego tajfunu oraz pobłogosławienie Ośrodka Papieża Franciszka dla Ubogich, a także spotkanie z biskupami, kapłanami, osobami konsekrowanymi i seminarzystami.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.