Na duchu podtrzymywała nas chęć życia, a wyzwolenie było nadzieją na życie; w upamiętnieniu ofiar Holokaustu nie chodzi o złożenie kwiatów i zapalenie zniczy, ale o to, by świat skutecznie zapobiegał obecnemu ludobójstwu - mówią b. więźniowie Auschwitz.
We wtorek mija 70. rocznica wyzwolenia KL Auschwitz.
"Wyzwolenie było dla nas nadzieją na życie" - podkreślił w rozmowie z PAP Henryk Duszyk, który do Auschwitz II-Birkenau trafił w sierpniu 1944 r. z Warszawy. Miał 8 lat. W styczniu 1945 r. był zbyt słaby, by iść o własnych siłach w ewakuacyjnym Marszu Śmierci. Niemcy go zostawili. "18 stycznia nastąpił wymarsz więźniów z Birkenau. Likwidowano obóz. Niemcy zrobili selekcję. Wyłonili mnie i m.in. takiego małego chłopca o nazwisku Królik. W sumie było nas osiemnastu słabych, małych. W szeregu poszliśmy do lagru cygańskiego i tam doczekaliśmy nadejścia frontu" - wspominał Duszyk.
27 stycznia panował duży mróz. Dzieci nie mogły zasnąć w obawie przed zamarznięciem. "Cały czas staraliśmy się chodzić. Nie mieliśmy przecież odpowiednich ubrań" - powiedział PAP Duszyk. Drzwi baraku się rozchyliły i stanęło w nich dwóch ludzi ubranych na biało, z karabinami. To byli sowieccy zwiadowcy. "Byłem pierwszy przy bramie wyjściowej. Jeden z nich pyta mnie: +szto ty?+. Odpowiedziałem, że jestem więźniem. Popatrzył na mnie, wyjął dwie konserwy i podał. Ten drugi dał mi kilka kostek cukru. Trzymałem wtedy za rękę małego chłopczyka. Miał może z 6 lat. Matka się z nim rozłączyła i został z nami. Dałem mu cukier. Konserwy zjedliśmy wszyscy" - wspominał Duszyk moment wyzwolenia.
B. więźniarka Auschwitz Lidia Maksymowicz trafiła tam wraz z matką, gdy miała ponad trzy lata. Nazywała się Ludmiła Boczarowa. Był grudzień 1943 r. Niemcy deportowali je z Mińska na Białorusi. Były to represje za akcje partyzanckie. W latach 1943-1944 z rejonu Mińska i Witebska przywieziono do obozu ok. 6 tys. osób. "Byłam dzieckiem, które najdłużej żyło w Auschwitz. Raz wpadłam w ręce Mengelego. Pomimo sędziwego wieku do dziś mam na ciele ślady po jego zastrzykach i szczepionkach. Później - gdy po 17 latach spotkałam mamę - mówiła mi, że zabierano mnie na blok doświadczalny. Wspominała, że pewnego dnia nie mogła mnie poznać wśród grupy dzieci. Byłam przezroczysta jak szkło" - powiedziała PAP.
Maksymowicz została w obozie aż do wkroczenia Armii Czerwonej. Warunki w dziecięcym baraku były straszne. Mróz przekraczał 20 stopni. "Pamiętam, że weszli do dziecięcego baraku żołnierze w zupełnie innych mundurach. Mieli czerwoną gwiazdkę na czapkach. My, dzieci, siedziałyśmy wystraszone na pryczach i patrzyliśmy na nich. Atmosfera strachu bardzo szybko się rozładowała, bo dostaliśmy od nich ludzkie jedzenie. Smak pajdy chleba z margaryną i kubek gorącej kawy z mlekiem zapamiętałam na całe życie" - wspominała.
B. więzień obozu, prof. Zbigniew Kączkowski wspominał, że w lipcu 1944 r. zaplanowano ucieczkę w grupie więźniów ciągnących tzw. rolwagę. Miał w niej uczestniczyć także Józef Cyrankiewicz. "Przypadkowo skontaktowała się ze mną podziemna organizacja, w której był Józef Cyrankiewicz, późniejszy premier PRL. Problem polegał na tym, że był w grupie więźniów objętych ścisłym zakazem wychodzenia do pracy poza teren obozu. Więźniowie ci mieli tzw. +czerwony punkt+ na ubraniu. Miałem go wyprowadzić z obozu z grupą ciągnącą tzw. rolwagę, czyli duży wóz do transportu towarów" - wspominał.
W ustalonym dniu, 27 lipca 1944 roku, Cyrankiewicz jednak nie przyszedł. "Postanowiłem, że mimo to ucieknę sam. Wydostałem się z obozu i korzystając z nieuwagi pilnujących nas esesmanów ukryłem się na poddaszu zewnętrznej stołówki dla esesmanów. Zbiegł ze mną rtm. Jerzy Sokołowski +Mira+, oficer AK i +cichociemny+. Kilka kilometrów od obozu, w miejscowości Grojec wydał nas w ręce Niemców nieletni volksdeutsch. Za wydanie nas Niemcy wręczyli mu paczkę landrynek" - powiedział PAP Kączkowski.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.