(Nie)politycznie

Komentarzy: 5

Ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 14.05.2009 01:09

Jak ma wyglądać poparcie mojej skromnej, aczkolwiek wpływowej osoby? Mam chodzić od domu do domu i namawiać? Poinformować wiernych o liście w ogłoszeniach parafialnych? Czy wywiesić go w przykościelnej gablocie?

Kampania wyborcza w pełni. Politycy chcą dotrzeć do nas na wszelkie możliwe sposoby. Jednym z nich jest wysyłanie listów z prośbą o poparcie. W pierwszym rzędzie do osób, cieszących się – przynajmniej w ich przekonaniu – dużym autorytetem w społecznościach lokalnych, czyli między innymi do proboszczów. Kolejny właśnie wylądował w mojej skrzynce pocztowej. Nie będę streszczał, bo wszystkie są do siebie podobne. Jedyne, czym się różnią, to nazwą ugrupowania. Właściwie można zerknąć tylko na podpis i… Dalej nie wiem, co z tym zrobić. Bo jak ma wyglądać poparcie mojej skromnej, aczkolwiek wpływowej osoby? Mam chodzić od domu do domu i namawiać? Poinformować wiernych o liście w ogłoszeniach parafialnych? Czy wywiesić go w przykościelnej gablocie? Wątpliwości jest więcej. Kiedyś odwiedził mnie znajomy góral. Pokazałem mu okolicę. Wieczorem, przy kolacji, dał wyraz swojemu zdziwieniu. Jak to możliwe – zastanawiał się. Trzy i pół tysiąca ludzi w każdy weekend wakacji i nie mieć z tego ani grosza? Możliwe. Sześć lat już tu mieszkam, a jakoś nie widzę polityków, którzy by podpowiedzieli ludziom, jak z tego dobrodziejstwa, jakim jest turystyka, czerpać dochody i zaoferowali pomoc w wykorzystaniu unijnych funduszy. A podobno za dziesięć lat 75% dochodu światowego ma pochodzić z tej właśnie gałęzi gospodarki. O problemach z Internetem pisałem w ubiegłym tygodniu. Przed kilkoma miesiącami próbowałem zainteresować sprawą jednego z prominentnych polityków. Owszem, wysłuchał i obiecał pomoc. Jak mawiała moja babcia „obietnica nie pewnica, a głupiemu radość”. Skończyło się na deklaracjach. A dzieciaki dalej mają problem. Pani zadała pracę domową i nie ma jej jak odrobić, bo trzeba coś znaleźć w sieci. W szkole nie zdążyły. Bezpośrednio po lekcjach autobus odwiózł je do domu. Można jeszcze było wracać pieszo. Gdyby nie te dwanaście kilometrów. No cóż, prominentny polityk zapewne ma ważniejsze sprawy na głowie. Ostatecznie musi podjąć decyzję czy zostać w Warszawie u operatora, który daje mu siedem mega, czy przenieść się do oferującego pięćdziesiąt. Na szczęście znalazł się operator prywatny. Chociaż inwestycja będzie zwracała się przez kilka lat, podjął ryzyko. Ale jego nie poprę bo… do Parlamentu Europejskiego nie startuje. Wracając do swojego podwórka. W każdym z listów czytam o głębokiej wierze i zaangażowaniu w obronę interesów Kościoła. Jakoś trudno mi uwierzyć w te deklaracje, bo każdy zaangażowany katolik wie, że Kościół, rozumiany wąsko i niepoprawnie jako duchowieństwo, wskazuje moralne kryteria wyboru, ale nie wskazuje konkretnych osób i ugrupowań. Tym bardziej nie robi tego „z ambony”. Jeśli zaś chodzi o tzw. poparcie nieformalne powiem jasno. Będę popierał każdego, dla którego dobro społeczności lokalnych jest ważniejsze od notowań jego własnej partii. Nie wiem, czy którykolwiek z zajętych kampanią i analizą przedwyborczych słupków polityków zechce przeczytać ten komentarz. Gdyby jednak tak się zdarzyło, to mam prośbę. Mniej pustosłowia, więcej zainteresowania i troski o losy społeczności lokalnych. Wtedy nie będą potrzebne żadne listy z prośbą o poparcie. Bo jak na razie jedynym z nich pożytkiem jest zasilenie budżetu podupadającej Poczty Polskiej. Może chociaż gazety przestaną przychodzić z tygodniowym opóźnieniem ;)

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..