Władze Chin zarządziły w sobotę ewakuację mieszkańców w promieniu 3 kilometrów od miejsca eksplozji w strefie przemysłowej w mieście Tiencin (Tianjin) na północnym wschodzie kraju. Powodem są obawy o skażenie chemiczne, ponadto zmienił się kierunek wiatru.
WU HONG /PAP/EPA Samochody zniszczone w czasie eksplozji w Tiencin Ewakuacja spowodowana jest zagrożeniem rozprzestrzenienia się "toksycznych substancji" - przekazała państwowa agencja Xinhua. Krótko później lokalny wydział zdrowia ostrzegł osoby, które schroniły się w budynku szkoły, by opuściły gmach, założyły maski i spodnie.
Ewakuacja rozpoczęła się po wykryciu w terenie, w kilka dni po środowych eksplozjach, cyjanku sodu. Jak podały media, obecność tej silnie trującej substancji została potwierdzona. Właśnie z jej powodu na miejsce skierowano wyspecjalizowane jednostki.
Na drogach prowadzących do miejsca katastrofy pojawiły się punkty kontrolne.
Władze zapewniały wcześniej, że nie doszło do niebezpiecznego poziomu skażenia powietrza lub wody.
W sobotę w strefie przemysłowej odnaleziono kolejną żywą osobę. Na miejscu katastrofy tliły się jeszcze pożary, jeden z nich się odnowił - podał portal BBC News. Według mediów i świadków dochodziło do eksplozji.
Na konferencji prasowej zwołanej przez władze w sobotę ogłoszono, że liczba ofiar śmiertelnych eksplozji wzrosła do 85, wśród zabitych jest 21 strażaków. Ponad 700 osób jest rannych. Są też osoby zaginione, wśród nich strażacy; na konferencji prasowej rodziny strażaków żądały informacji o swoich bliskich.
Do wybuchów doszło w środę w strefie przemysłowej, gdzie przechowywane były toksyczne chemikalia i gazy. Eksplozje były odczuwalne w promieniu wielu kilometrów i widoczne przez satelity. Według policji pierwsza eksplozja nastąpiła w kontenerach w magazynach niebezpiecznych materiałów należących do firmy Ruhai Logistics. Państwowe media podały, że zatrzymano szefów tego przedsiębiorstwa.
Siła pierwszego wybuchu odpowiadała detonacji trzech ton trotylu, a druga eksplozja była równa detonacji 21 ton tego materiału - poinformował chiński ośrodek nadzoru nad trzęsieniami ziemi.
W akcji ratowniczej uczestniczyło około tysiąca strażaków i ponad 140 samochodów strażackich.
Oddalone o ok. 120 km od Pekinu Tiencin jest ważnym portem i ośrodkiem przemysłowym i jednym z najnowocześniejszych miast Chin. Według danych z 2013 roku aglomerację zamieszkuje ok. 15 mln ludzi.
Do 104 wzrosła liczba osób, które zginęły w związku z serią gigantycznych eksplozji. Wcześniejszy bilans mówił o co najmniej 85 zabitych i ponad 700 rannych.
Do wybuchów doszło w strefie przemysłowej, gdzie przechowywane były toksyczne chemikalia i gazy. Eksplozje były odczuwalne w promieniu wielu kilometrów i widoczne przez satelity.
Katastrofa w jednym z największych chińskich miast świadczy o nawracających kłopotach kraju w kwestii bezpieczeństwa przemysłowego.
Według państwowych mediów początek serii wybuchów nastąpił w magazynie w części portowej miasta, gdzie zapaliła się dostawa materiałów wybuchowych. Niebo nad 15-milionowym Tiencinem rozświetliły potężne kule ognia, a chwilę później ulice spowiły gęste kłęby dymu. Gruz był wyrzucany na wysokość kilkunastu metrów.
W następstwie eksplozji zatrzęsły się domy. Zniszczonych zostało ok. 10 budynków, w których mieściły się firmy logistyczne; spaliło się ponad tysiąc samochodów zaparkowanych na pobliskim parkingu.
Według policji w Tiencin pierwsza eksplozja nastąpiła w kontenerach w magazynach niebezpiecznych materiałów należących do firmy Ruhai Logistics, która ma odpowiednie zezwolenia na swą działalność. Państwowe media podały, że zatrzymano szefów tego przedsiębiorstwa. Śledztwo trwa.
W akcji ratowniczej uczestniczyło około tysiąca strażaków i ponad 140 samochodów strażackich.
W chińskich zakładach przemysłowych często nie przestrzega się norm bezpieczeństwa. Właściciele nie stosują się do obowiązujących zasad, aby zaoszczędzić, i wolą zapłacić skorumpowanym inspektorom, by w ten sposób uniknąć zbyt ostrych kontroli.
Są też zaginieni, wśród nich strażacy; na konferencji prasowej rodziny strażaków żądały informacji o swoich bliskich.
Wśród ofiar śmiertelnych jest co najmniej 21 strażaków. Według kilku chińskich mediów w magazynie, w którym wybuchł potężny pożar, było 700 ton cyjanku sodu - 70 razy więcej, niż powinno się przechowywać w jednym miejscu. Substancja ta jest silną trucizną. Na miejsce skierowano jednostki wyspecjalizowane w usuwaniu zagrożeń chemicznych. Był tam również azotan amonu, który jest składnikiem wielu materiałów wybuchowych.
W sobotę w strefie przemysłowej odnaleziono kolejną żywą osobę. Tliły się jeszcze pożary, jeden z nich się odnowił - podał portal BBC News. Ponieważ do gaszenia nie można używać wody z powodu znajdujących się tam niebezpiecznych substancji chemicznych, na miejsce katastrofy przetransportowano 600 ton piasku.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.