Przebojem tego lata nad Bałtykiem są dopalacze, a wśród nich chaos, diablo i snow power. Władze kurortów są bezradne, pisze "Rzeczpospolita".
Od początku lipca na całym Wybrzeżu stanęło 50 straganów sprzedających dopalacze. To legalne środki odurzające, które zawierają chemiczne związki psychoaktywne. Są równie niebezpieczne jak narkotyki.
- Nie możemy usunąć stoisk siłą, obowiązują nas procedury, powiedziała gazecie Agata Haraj, wiceprezes ds. marketingu Uzdrowiska Kołobrzeg. - Zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Zezwolenie na sprzedaż dotyczyło pamiątek i ubrań.
- Umowy spisujemy precyzyjnie, przewidując, że będą próby utrudniania nam działalności, odpiera zarzuty dystrybutor dopalaczy. - Handlujemy zgodnie z prawem. Nasze produkty to wyroby kolekcjonerskie.
Władze wielu kurortów nie przedłużają umów z handlarzami. Ale tam, skąd znikają stoiska, pojawia się sprzedaż obwoźna. Policja bije na alarm. - Handlarze włożyli już nogę w drzwi, mówi doświadczony policjant ze Szczecina. - Nie będzie wolno sprzedawać tabletki A, to będą sprzedawać proszek B.
- Nie boję się. Zbyt wielu ludziom zależy na tym, żeby ten biznes się kręcił, powiedział "Rzeczpospolitej" handlarz dopalaczami.
Dane te podał we wtorek wieczorem rektor świątyni ksiądz Olivier Ribadeau Dumas.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.