Nad tym, dlaczego w sądach kościelnych lawinowo rośnie liczba procesów o stwierdzenie nieważności małżeństwa, zastanawia się adwokat kościelny Aleksandra Brzemia-Bonarek w artykule „To nie konfesjonał” na łamach Tygodnika Powszechnego.
Autorka tekstu próbuje przełamać mity, jakie narosły wokół procesów o stwierdzenie nieważności małżeństwa i sądów biskupich.
Jak pisze Brzemia-Bonarek, ludzie przychodzą do sądu przekonani o swojej subiektywnej prawdzie i nastawieni roszczeniowo („należy mi się”), a samozwańczy doradcy prawa kanonicznego nie wahają się proponować sfabrykowania skarg powodowych, kiedy brak w historii związku podstaw wymaganych przez prawo.
Jednym z istotnych błędów dotyczącym charakteru procesu małżeńskiego jest brak zrozumienia, że sąd kościelny – choć ma pomóc ludziom – jest związany zasadą nierozerwalności małżeństwa. W toku procesu strony (żona lub mąż) opisują, jak wielką metamorfozę przeszły i proszą o „warunkowe stwierdzenie nieważności” czy ofiarowanie „drugiej szansy”. Gdy wyrok potwierdza, że są związani sakramentem małżeństwa, proces nazywają „bezdusznym”, a sędziów „ludźmi bez miłosierdzia” - czytamy.
W stolicy władze miasta nie wystawią przeznaczonych do zbierania tekstyliów kontenerów.