Zaburzenia tożsamości płciowej mają charakter psychiczny, nie są wrodzone i nie mają związku z ciałem danej osoby – wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Amerykańskiego Kolegium Pediatrów (American College of Pediatricians).
Przeczy to głównym tezom ideologii gender i wskazuje na zagrożenia, jakie może powodować jej propagowanie wśród nieletnich.
Amerykańscy uczeni powołują się na największe jak dotąd badania wśród transseksualnych bliźniaków jednojajowych. Okazało się, że tylko w co piątym przypadku zaburzenia tożsamości płciowej występują u obu bliźniaków. Nie można więc mówić, że mamy do czynienia z tendencjami wrodzonymi, bo w tym wypadku obie osoby mają identyczne DNA i te same okoliczności rozwoju prenatalnego.
Ponadto jak pokazały inne badania, zaburzenia tożsamości płciowej są o wiele rzadsze, jeśli dziecko nie było zachęcane do uosabiania się z płcią przeciwną. Okazuje się, że to właśnie zachęta do otwartości na zmianę płci i eksperymentowanie ze jej zmianą są główną przyczyną zaburzeń.
Amerykańscy pediatrzy powołują się na te terapie, którym są poddawane dzieci z zaburzeniami tożsamości płciowej. Pokazują one, że istotny wpływ na rozwój i utrzymywanie się takich problemów mają czynniki społeczne, rodzinne psychopatologie oraz presja ze strony mainstreamowych i społecznościowych mediów.
Co ciekawe, ogłoszenie wyników badań Amerykańskiego Kolegium Pediatrów zbiegło się w czasie z bardzo krytycznymi słowami Papieża pod adresem ideologii gender. Choć Franciszek mówił o tym w Krakowie podczas spotkania z biskupami, jego słowa wzbudziły też szerokie echo w Stanach Zjednoczonych. Środowiska LGBT nie kryły rozgoryczenia. Raport amerykańskich pediatrów pokazał jednak, że papieskie obawy o dobro dzieci poddawanych ideologicznej kolonizacji znajdują też silne potwierdzenie badaniach naukowych.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.