Wiceprezydent Joseph ("Joe") Biden, który 20 października przybył z wizytą do Polski, nie odgrywa w administracji tak ważnej roli jak jego odpowiednik Dick Cheney w ekipie poprzedniego prezydenta Busha. Jest jednak jednym z kluczowych współpracowników prezydenta Obamy, zwłaszcza w polityce zagranicznej.
Chociaż formalnie wiceprezydent to druga osoba w państwie i w wypadku przedwczesnego odejścia prezydenta automatycznie zajmuje jego miejsce w Białym Domu, wielu było raczej figurantami, których zadanie polegało głównie na reprezentowaniu USA na pogrzebach światowych przywódców. Biden jednak należy do ścisłego kierownictwa obecnej administracji i Obama bardzo liczy się z jego zdaniem.
Joseph Biden urodził się w 1942 r. w Scranton w Pensylwanii w rodzinie ubogiego katolickiego imigranta, który imał się różnych zajęć, m.in. czyścił kotły i sprzedawał używane samochody. Matka wywodzi się z imigracji irlandzkiej. Ukończył publiczne wyższe uczelnie - Uniwersytety Delaware i Syracuse - studiując tam prawo. Jak wielu prawników, szybko wstąpił na drogę kariery politycznej, początkowo jako prokurator, potem demokratyczny radny hrabstwa Newcastle w stanie Delaware. W wieku niespełna 30 lat wygrał wybory do Senatu, w którym zasiada od tego czasu nieprzerwanie.
Pracował tam głównie w komisjach wymiaru sprawiedliwości i spraw zagranicznych. Ostatnio był przewodniczącym tej ostatniej komisji, po tym jak w 2006 r. Demokraci odzyskali większość w Kongresie. Jest po imieniu z przywódcami wielu krajów i szefami dyplomacji, w delegacjach parlamentarnych zwiedził cały świat. W latach 90. odegrał kluczową rolę w przekonaniu ówczesnego prezydenta Clintona, aby zorganizował wojskową interwencję NATO na Bałkanach.
W 1988 r. Biden spróbował swoich sił w wyborach prezydenckich. Był wtedy jednym z faworytów, ale popełnił ogromny błąd - w wystąpieniu w stanie Iowa powtórzył niemal słowo w słowo fragmenty przemówienia lidera brytyjskiej Partii Pracy, Neila Kinnocka. Media oskarżyły go o plagiat, co pogrzebało jego szanse.
Powtórnie wystartował w wyścigu do Białego Domu 20 lat później. Tym razem miał jednak groźniejszych rywali, m.in. Hillary Clinton i Baracka Obamę, i w demokratycznych prawyborach nie zdobył więcej niż kilka procent poparcia.
Jako najwyższy rangą Demokrata w senackiej Komisji Spraw Zagranicznych w drugiej połowie lat 90. Biden grał pierwsze skrzypce w sporze o rozszerzenie NATO. Początkowo zaliczano go do sceptyków - głosował przeciw republikańskim inicjatywom legislacyjnym zmierzającym do przyspieszenia przyjęcia do sojuszu Polski, Czech i Węgier. Kiedy jednak zdecydował się poprzeć wejście do NATO tych krajów, z wielkim zaangażowaniem przekonywał senatorów swej partii, którzy wahali się w tej sprawie.
W Waszyngtonie uchodzi za "liberalnego internacjonalistę", tj. zwolennika silnego zaangażowania USA na świecie, niekiedy także militarnego. W 2002 r. głosował - podobnie jak Hillary Clinton - za upoważnieniem ówczesnego prezydenta Busha do inwazji w Iraku. W istocie jednak trudno go zaszufladkować, ponieważ 11 lat wcześniej był przeciwny wojnie z Saddamem Husajnem o Kuwejt (wojnie w Zatoce Perskiej).
Biden przeżył wielką osobistą tragedię, kiedy w kilka miesięcy po wyborze na senatora w 1972 r. jego żona i córka zginęły w wypadku samochodowym. Był potem zdruzgotany i chciał nawet wycofać się z życia politycznego; ostatecznie jednak został w Senacie.
Ożenił się po raz drugi z nauczycielką Jill Tracy Jacobs, z którą ma córkę, urodzoną w 1982 r. Ashley. Starszy syn wiceprezydenta, Beau, prawnik z wykształcenia i zawodu, był prokuratorem generalnym stanu Delaware i prawnikiem w armii w Iraku. W ślady ojca idzie także młodszy syn Hunter, adwokat i lobbysta.
Słabością Bidena są jego gafy wynikające ze skłonności do gadulstwa. W czasie zeszłorocznych prawyborów nazwał Obamę "pierwszym tak elokwentnym, czystym i miło wyglądającym Afroamerykaninem". Kiedy po nominacji Obamy ten mianował go swoim kandydatem na wiceprezydenta, oświadczył, że jego przyszły szef zostanie wkrótce "przetestowany" w sytuacji jakiegoś poważnego kryzysu międzynarodowego. Zwróciło to uwagę na brak doświadczenia młodego prezydenta w dziedzinie polityki zagranicznej.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.