Wyruszając w 1931 roku do Afryki, Kazimierz Nowak myślał o jednym: by pisaniem reportaży zapewnić byt żonie i dwójce dzieci. Samotna wyprawa wzdłuż kontynentu zajęła mu pięć lat. Przed nim nikt czegoś takiego nie dokonał.
„Wyczyn Kazimierza Nowaka zasługuje na to, aby jego nazwisko znalazło się w słownikach i encyklopediach, by było wymieniane obok takich nazwisk, jak Stanley i Livingstone”. Tymi słowami Ryszard Kapuściński uczcił pamięć Nowaka, skromnego urzędnika z Poznania, który w podróż po Afryce wyruszył… rowerem.
Gdy po tysiącach kilometrów przeprawy przez spieczone słońcem piaski pustyni, rozległe sawanny i niegościnny busz, gdzie samotny Polak musiał stawiać czoło zmęczeniu, chorobom i nie zawsze przyjaznej przyrodzie, jego rower, „wierny towarzysz i druh minionych lat, ostatecznie wypowiedział służbę i stał się niezdolny do użytku”, Nowak kontynuował podróż pieszo, czółnem, konno, na wielbłądzie…
Przed północą 22 grudnia 1936 roku, po pięciu latach włóczęgi, przekroczył granicę polskoniemiecką w Zbąszyniu, by dzień przed Wigilią Świąt Bożego Narodzenia wrócić do Poznania, gdzie w małym mieszkaniu na Łazarzu, przy ulicy Lodowej, oczekiwała go żona Maria z dwójką podrośniętych dzieci.
Niecały rok później, 13 października 1937 roku, Kazimierz Nowak, osłabiony i wycieńczony nawrotami malarii, zmarł na zapalenie płuc. Za trumną szło sześciu księży, delegacja harcerzy ze sztandarem Ligi Morskiej i Kolonialnej (choć Nowak nigdy nie krył swej niechęci do kolonializmu) i setki poznaniaków. Pochowano go w stroju podróżnym, z kaskiem korkowym złożonym na piersi, na cmentarzu Matki Boskiej Bolesnej na poznańskim Górczynie. Dziś Nowakowego grobu już tam nie ma. O nim samym zapomniano na ponad siedemdziesiąt lat.
Tablica pamiątkowa w holu poznańskiego dworca kolejowego to dość symboliczne miejsce dla całej tej opowieści, bo to tu Kazimierz Nowak rozpoczął i zakończył swą wyprawę. Co jakiś czas „pod Kazikiem” zatrzymują się podróżni. Patrzą, czytają… Kim był ów człowiek, który samotnie przemierzył Afrykę – tę wciąż tajemniczą dla Europejczyka i inspirującą część świata?
O Nowaku niewiele wiadomo sprzed czasu wyprawy. Jedynie, że był biedny i że z biedy wyruszył w świat. Urodził się 11 stycznia 1897 roku w miejscowości Stryj na Podolu. Podróżnicza iskra i duch niespokojny skrzyły w nim od młodości. Gdy miał 14 lat, udał się w swą pierwszą samodzielną wyprawę – do Watykanu. Kilka lat później zaciągnął się do legionów utworzonych przez armię austrowęgierską. W Polakach rozbudzono nadzieję, że będą to jednostki polskie. Gdy Nowak zrozumiał, jak naprawdę sprawy się mają, zdezerterował. Ukrywał się na terenie Włoch. Dopiero po zakończeniu I wojny światowej wrócił do kraju. W 1922 roku ożenił się z Marią Gorcik. Początkowo mieszkali w Poznaniu przy ulicy Krzyżowej, gdzie urodziła im się córka Elżunia.
Nowakowie nie byli zamożną rodziną. Kazimierz pracował jako urzędnik w towarzystwie ubezpieczeniowym, wolne chwile poświęcając swoim dwóm pasjom: rowerowym wycieczkom i fotografii. Gdy stracił pracę w czasie kryzysu, który dotknął Polskę w okresie międzywojennym, wyjechali z Poznania. Krótki czas mieszkali w Wagowie koło Pobiedzisk, gdzie przyszedł na świat ich syn Romuś, w końcu, na kilka lat, przenieśli się do Boruszyna i zamieszkali u brata Nowakowej, który był nauczycielem w tamtejszej szkole.
Kazimierz Nowak odbywa wtedy serię podróży po Europie. Stara się utrzymać rodzinę jako reporter i fotograf. W 1928 roku po raz pierwszy dociera do Afryki Północnej. Nie jest jeszcze przygotowany na to, aby wyruszyć w głąb tego kontynentu. Wraca do domu. Ale już kiełkuje w nim myśl, by w przyszłości samotnie przejechać cały Czarny Ląd. – To bardzo romantyczna historia, a najwspanialsze, że prawdziwa – uśmiecha się Łukasz Wierzbicki, podróżnik i redaktor, który zafascynowany opowieściami o Kazimierzu Nowaku, postanowił odszukać i zebrać pisane przez niego reportaże z Afryki.
Łukasz dowiedział się o Nowaku od swego dziadka, który przed laty czytał jego reportaże publikowane w poznańskiej prasie. Nowak pisał do kilku tytułów. A gdy powrócił z Afryki, w poznańskim kinie Apollo wygłaszał odczyty poświęcone etnografii lądu afrykańskiego. Dziadek był ich stałym słuchaczem.
Z prezentacjami fotograficznymi Nowak gościł w różnych miastach. Miał spotkania w szkołach i na uniwersytetach, m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chciał wydać książkę, niestety, pomysł nie doczekał się realizacji. – Dziadek bardzo żałował, że mu się to nie udało, dlatego po jednej z naszych rozmów pomyślałem, że pójdę do biblioteki i poszukam tych reportaży. Nie przypuszczałem, że rozpoczynam przygodę, która będzie trwała przez lata i która mnie przerośnie – mówi Wierzbicki.
Udało mu się dotrzeć do dziesiątek mikrofilmów z reportażami, pochodzącymi z różnych etapów wędrówki. Skopiował je. – „Tak, to jest to!”, ucieszył się dziadek i zaczął przypominać sobie tytuły kolejnych gazet, do których pisał Nowak. Ja zaś, odnajdując kolejne korespondencje z Afryki, ze zdumieniem i podziwem poznawałem niesamowite przygody poznańskiego podróżnika. Zacząłem przepisywać te niezwykłe dokumenty. Materiał był niekompletny, ale miał moc. Praca była żmudna. Czasem trzeba było pół zdania wkleić z jednego reportażu do drugiego. Dziś materiału jest tyle, że samemu trudno mi to uporządkować – mówi Wierzbicki.
Nowak pisał o tym samym do różnych gazet. Zmęczoną, chorą ręką, przy świeczce, pod namiotem. – Starałem się zachować autentyzm języka. Nowak nie był literatem. Prawdopodobnie nie miał ukończonej średniej szkoły. Poza tym był laikiem, jeśli chodzi o przyrodę, etnografię. Ale to dało mu spojrzenie surowe i czyste, nieakademickie. Tam, w Afryce, nie miał dostępu do bibliotek, nie mógł uzupełnić swoich relacji wiedzą naukową, o czym z żalem pisał w listach do żony.
W ciągu kilku miesięcy Wierzbicki dokonał tego, co nie udało się Nowakowi, a co było marzeniem podróżnika: poskładał w całość jego zapiski. W ten sposób powstała książka Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd.
aktualna ocena | 5,0 |
głosujących | 1 |
Ocena |
bardzo słabe
|
słabe
|
średnie
|
dobre
|
super
„Przedwczesne” jest obecnie rozważanie ewentualnej podróży papieża Leona XIV na Ukrainę
"Czuję się prawdopodobnie tak, jak Polacy, gdy wybrano św. Jana Pawła II."
Ustalenia, które pozwalają na wwóz większości ukraińskich towarów do UE bez cła tracą moc 6 czerwca.
Mieszkańcy regionów terroryzowanych przez zbrojne bandy założyli w stolicy "obóz protestacyjny".