Robin Hood ponoć zabierał bogatym a dawał biednym. Ale ile zabierał, a ile dawał?
Nie ukrywam, że choć nie dostaje z programu 500+ ani grosza od początku mocno z nim sympatyzuję. No, wprawdzie wolałbym, żeby obecna władza spełniła obietnice z kampanii wyborczej i wprowadziła w końcu wyższa kwotę wolną od podatku ale co tam: ten program to dla mnie praktycznie jedyny od kilkunastu lat wyjątek od zasady, że obywatel jest po to, żeby go oskubać. Nie spełniają się czarne wizje przeciwników programu. Państwo nie zadłuża się jakoś bardziej niż w poprzednich latach, a i obdarowani wcale gremialnie nie przepuszczają tych pieniędzy w monopolowym.
Co więcej dane płynące z gospodarki zdają się wskazywać, że i na nią program ma wpływ dobroczynny. A swoim gołym (choć od dziecka wspomaganym przez okulary) okiem widzę, że coś się w ciągu ostatnich dwóch lat w Polsce zmieniło. W miejscach chętnie odwiedzanych przez turystów od roku jakby więcej rodzin z gromadką dzieci. To cieszy. Podobnie jak cieszy biadolenie niektórych pracodawców, że program spowodował, iż wielu już nie opłaca się pracować. Jasne, za byle jakie pieniądze rzeczywiście już się nie opłaca. Pracownikowi, który nie stoi pod ścianą trzeba jednak zaproponować więcej.
Można? Okazuje się, że można. Trzeba tylko wyjść poza schemat. Najpierw schemat, że państwo powinno się koncentrować na tych o (teoretycznie) najniższych dochodach. Ale też inny schemat, który zakładał, iż obywatele będą bogatsi, jeśli bogatsze będą jego „elity”, i dlatego trzeba im pomagać w bogaceniu się. Bo wtedy więcej będzie ochłapów dla maluczkich. Nie jestem wcale wielkim miłośnikiem obecnej władzy ani też wielkim przeciwnikiem władzy poprzedniej. Zdaję też sobie sprawę, że mój ogląd rzeczywistości w tym względzie jest w dużej mierze ukształtowany przez nie zawsze obiektywne media. Ale takie informacje jak sukcesy walce z wyłudzeniami podatku VAT czy – bardziej na czasie – rozprawa tymi, którzy bogacili się na przekrętach w odzyskiwaniu warszawskich kamienic, mówią jednak same za siebie. Zdecydowanie lepiej, jeśli pieniądze „marnuje się” rozdając je szerokiej grupie obywateli, niż gdy traci się je przez przymykanie oka na wielkiego kalibru nieuczciwości.
Wiem że państwo zawsze jest trochę takim zbójem: by jednym dać musi innym zabrać. Ważne nie tylko czy zabiera bogatym a daje biednym czy na odwrót, ale też jakie są tego procederu „koszty własne”. Zwłaszcza te koszty ukryte. Przytoczone wyżej przykłady pokazują, że gdy te ostatnie ograniczyć, to na niejedno wystarczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.