Krzysztof Jarzębski - sportowiec, któremu z powodu nowotworu amputowano nogi - wszedł we wtorek na rękach na 30. piętro warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki i w ten sam sposób wrócił na dół. 1,7 tys. schodów pokonał w 20-kilogramowej kamizelce.
Po zejściu z 30. piętra Jarzębski przyznał w rozmowie z dziennikarzami, że trenował na swojej czteropiętrowej klatce schodowej. "Zrobiłem coś poza swoją konkurencją - mam licencję jako kolarz" - powiedział.
Przed amputacją nóg - spowodowaną zdiagnozowanym w 1990 r. nowotworem - Jarzębski trenował m.in. dziesięciobój w Łódzkim Klubie Sportowym. Po zakończeniu długiego leczenia wrócił do uprawiania sportu. Na wózku inwalidzkim pokonuje długie trasy w różnych częściach świata. W 2012 r. Krzysztof Gajzler nakręcił poświęcony mu film dokumentalny "Maratończyk".
"Dopinguje mnie to, że jestem zauważalny wśród niepełnosprawnych i to, że mogłem kilku osobom pomóc" - zaznaczył we wtorek Jarzębski. "Paru osobom pomogłem, ale nie dlatego, że muszę, tylko dlatego, że sprawia mi to frajdę" - podkreślił. Zapytany o to, czy zdarza mu się odpoczywać, powiedział dziennikarzom, że "odpoczynki mu szkodzą".
"Zawsze będę robił coś o krok wyżej. Nigdy nie robię drugi raz tego samego poziomu, zawsze podnoszę poprzeczkę" - powiedział. "Po to się trenuje, żeby być coraz lepszym. Robię to, co powinien robić sportowiec" - ocenił. Dodał, że 18 lat temu lekarze mówili mu, że jego dni są policzone. "Być może dlatego dzisiaj żyję, bo robię to, co robię" - stwierdził.
Zapowiedział również, że w kwietniu przyszłego roku zamierza przejechać dookoła Morze Bałtyckie.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.