Dyrekcje szpitali w Bielsku-Białej i na Żywiecczyźnie, w których w poniedziałek wieczorem duża część pielęgniarek rozpoczęła czynny strajk polegający m.in. na odejściu od łóżek pacjentów, zapewniły bieżącą opiekę nad przebywającymi tam chorymi.
Strajkujące domagają się m.in. realizacji porozumień z 2006 i 2007 roku zakładających zwiększenie podstaw ich wynagrodzeń. Władze woj. śląskiego, które prowadzą lub współprowadzą trzy z pięciu objętych strajkiem placówek, przyznają, że zapisany wówczas pułap - mimo starań - nie został osiągnięty; dodają też, że przyjęta przez pielęgniarki forma protestu jest "nie do zaakceptowania".
Według dyrektora bielskiego szpitala wojewódzkiego Ryszarda Batyckiego, do strajku Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przystąpiło 168 z 498 pracujących tam pielęgniarek i położnych. Kolejnych 46 pielęgniarek jest na zwolnieniach lekarskich, co przy dotychczasowej minimalnej obsadzie części oddziałów skutkuje problemami z obsadą.
Dyrektor wyjaśnił, że w poniedziałek wieczorem sztab kryzysowy razem z komitetem strajkowym wypracował regulamin strajku zakładający m.in. minimalną opiekę nad pacjentami gwarantującą zachowanie bezpieczeństwa pacjentów oraz opłacenie opieki strajkujących pielęgniarek w przypadku, gdy wykonują czynności ratujące życie.
Pełną obsadę pielęgniarską w tej placówce ma szpitalny oddział ratunkowy - jedyny dla tej części regionu z lądowiskiem helikoptera - a także pielęgniarskie stanowiska operacyjne i anestezjologiczne. Oznacza to, że szpital przyjmuje pacjentów w systemie ratowniczym, ograniczył natomiast przyjęcia na diagnostykę i leczenie planowe.
Według samorządu woj. śląskiego, który prowadzi Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej, Psychiatryczny Zakład Opiekuńczo-Leczniczy w Międzybrodziu Bialskim oraz Specjalistyczny Zespół Chorób Płuc i Gruźlicy w Bystrej, ograniczenie procedur w objętych protestem placówkach może doprowadzić do zawieszenia lub zamknięcia pracy oddziałów.
"Ta najostrzejsza forma protestu jest nie do zaakceptowania przez zarząd województwa. Ucierpi tutaj pacjent, wobec którego zostanie obniżony dotychczasowy poziom opieki medycznej" - wskazał odpowiedzialny za ochronę zdrowia wicemarszałek regionu Mariusz Kleszczewski.
W przesłanej PAP we wtorek informacji przedstawiciele samorządu zaznaczyli, że wątpliwości budzi legalność strajku. Został bowiem zorganizowany z pominięciem etapu przedstawienia postulatów załogi oraz negocjacji. Do wtorkowego popołudnia związek nie przekazał też dyrektorom listy protestujących oraz dokładnego harmonogramu dyżurów.
"Organizator strajku przed rozpoczęciem akcji protestacyjnej powinien dopełnić wszelkich rygorów, jakie nakłada ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Przyjęta forma protestu rodzi poważne wątpliwości opinii publicznej, a w szczególności pacjentów, co do intencji związkowców" - zaznaczył Kleszczewski.
Protestujące pielęgniarki argumentują, że nadal aktualne są dawne postulaty. Jak informowała szefowa związku w tej placówce Zofia Lubecka, pracownice z 20-letnim stażem wciąż mają tam podstawę pensji 2,3 tys. zł, choć jeszcze w 2007 r. miały otrzymać deklarację, że będzie ona sukcesywnie podwyższana - do 3 tys. zł.
Protestujące odeszły od łóżek pacjentów w poniedziałek wieczorem - wobec braku efektów popołudniowych rozmów z dyrektorami swych placówek przy udziale m.in. wicewojewody śląskiego. Jak relacjonowały uczestniczki tego spotkania, dyrektorzy skoncentrowali się na omówieniu sytuacji szpitali i powtarzaniu, że nie mają pieniędzy.
Pielęgniarki skarżyły się też, że czują się lekceważone, bo od kilku lat w szpitalnych kosztach uwzględniane są tylko pozycje: lekarze i sprzęt. Dyrektorzy obawiają się dalszego zaostrzenia ich protestu. Podkreślają równocześnie, że strajk przynosi wymierne straty w i tak już trudnej sytuacji placówek.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.