Pieniądze nie rozwiążą trudności, z jakimi boryka się Timor Wschodni – wynika z opracowania organizacji charytatywnej Progressio.
Mimo międzynarodowych wysiłków ten niewielki kraj pozostaje najbiedniejszym w Azji południowo-wschodniej. Chociaż w Timorze Wschodnim po odzyskaniu niepodległości utopiono ponad 10 mld dolarów, to jednak nadal nie widać tego wielkich efektów. Raport podkreśla, że międzynarodowa pomoc nosi natomiast znamiona „nowego typu okupacji”. Wiele koncepcji pomocowych dla Timoru powstaje w zagranicznych instytucjach. Choć mają one dobre chęci, to często ich projekty oderwane są od realnych potrzeb. Niebezpieczne jest także zdejmowanie odpowiedzialności za los kraju z jego mieszkańców.
Wśród Timorczyków rodzi się poczucie bycia biernymi uczestnikami życia publicznego, którego scenariusze piszą międzynarodowi eksperci. Na wyspie, według autorów raportu, konieczny jest rozwój niezależnych od zewnętrznych sponsorów organizacji pozarządowych. Administrowanie krajem musi się odbywać na poziomie lokalnym. To Timorczycy muszą nadać kierunek rozwojowi kraju. Dotkliwym problemem wyspy jest też 80-procentowe bezrobocie młodzieży.
Co czwarte dziecko trafiające dom"klasy wstępnej" nie umie obyć się bez pieluch.
Mężczyzna miał w czwartek usłyszeć wyrok w sprawie dotyczącej podżegania do nienawiści.
Decyzja obnażyła "pogardę dla człowieczeństwa i prawa międzynarodowego".
Według szacunków jednego z członków załogi w katastrofie mogło zginąć niemal 10 tys. osób.