Czy takie zbiorowe wmawianie braku szans i perspektyw nie jest właśnie zabijaniem pasji i nadziei?
Obraz zapalonych na przystanku autobusowym świeczek będzie towarzyszył jeszcze wielu dyskusjom i artykułom. Dziennikarze szukają specjalistów i razem z nimi próbują odpowiedzieć na pytanie o przyczyny agresji wśród młodzieży. Pytanie nie nowe. Wraca od kilku lat. Zazwyczaj gdy dojdzie do kolejnej tragedii. I wracają te same odpowiedzi. O anonimowości i braku perspektyw. Zwłaszcza ta druga jest chętnie przytaczana w kontekście przewalającego się nad światem kryzysu gospodarczego. Tym chętniej, że przy okazji można dowalić każdej władzy, bez względu na to kto akurat w fotelu zasiada. Bo nie tworzy perspektyw, nie daje nadziei, wzbudza frustracje.
Nie lubię tego argumentu. Być może to wpływ lektury „Dziennika pisanego nocą”, którego autor chętnie wracał do sowieckich dysydentów, projektujących w łagrach baśniowe pałace tylko po to, by się nie załamać, by przetrwać. Być może ta niechęć jest również owocem zauroczenia Dziennikami Juliana Fałata, architekta i malarza, opisującego warunki, w jakich przyszło mu studiować w Dreźnie. Te dwa tytuły z powodzeniem mogą zapoczątkować długą listę nazwisk ludzi bez szans i perspektyw. Ludzi, którzy mimo wszystko zostali naukowcami, odkrywcami, artystami... Jednym słowem potrafili w życiu do czegoś dojść na przekór niesprzyjającemu losowi.
Z czasu powypadkowej rehabilitacji pamiętam dwóch kolegów. Mieszkali w jednym pokoju. Obaj mieli podobne urazy. Jeden walczył, a drugi ogłosił kapitulację. Sam siebie spisał na straty. Pierwszy nie odzyskał całkowitej sprawności, ale dziś może pochwalić się dużą samodzielnością, choć lekarze nie dawali mu żadnych szans. Pamiętam też nasze spacery po parku zdrojowym. A jeszcze bardziej spojrzenia i komentarze. Biedacy. Ileż razy słyszeliśmy za plecami. Tyle że ci biedacy dziś normalnie pracują, osiągają sukcesy, a nawet – ku zdziwieniu użalających się – chodzą po górach i uprawiają sporty. Natomiast mam poważne obawy, że wielu z tych użalających się wówczas nad nami dziś wychowuje kolejne pokolenie bez szans i perspektyw. Bo problem nie sprowadza się do odpowiedniej ilości pieniędzy, oddzielnego pokoju dla każdego dziecka, a potem listy kilkudziesięciu atrakcyjnych miejsc pracy do wyboru. Problem tkwi w głowie.
Wczoraj (środa) jedna ze stacji telewizyjnych pokazała chłopaka z mazurskiej wsi, czyli z terenów, gdzie jest największe bezrobocie. Ten młody człowiek, razem z grupą podobnych zapaleńców, buduje szybowiec mający dolecieć tam, gdzie w tej chwili docierają statki kosmiczne i za pomocą zaprojektowanego przezeń urządzenia ma wrócić na ziemię. Można. Mimo iż dom z którego wychodził (krótka migawka) oazy dobrobytu nie przypominał.
Rozmawiałem kiedyś na kolędzie z rodzicami dość uzdolnionego dziecka. Na wszystkie argumenty mieli tylko jedną odpowiedź. Ono nie ma szans. Ono nie da sobie rady. Aż się zdenerwowałem i powiedziałem, że są zabójcami własnego dziecka. Bo niszczą w zarodku to, co najważniejsze i najpiękniejsze. Pasje i nadzieję. Czy takie zbiorowe wmawianie braku szans i perspektyw nie jest właśnie zabijaniem pasji i nadziei?
Tych kilka spostrzeżeń nie wyczerpuje zagadnienia. W kolejce stoją pytania o duchową przestrzeń dojrzewania (pustka?), model wychowania (jak przezwyciężyć agresję własnego buta?) i lansowane powszechnie wzorce (dziecko ma tylko prawa?). Od udzielonej odpowiedzi zależy nie tylko przyszłość Matiego, Piotrka i tylu innych. Zależy od niej również nasze bezpieczeństwo. To wystarczające powody, by usiąść i zacząć spokojnie, rzeczowo rozmawiać. Bez populizmu. Bo on wszakże pomnaża elektorat, ale nie rozwiązuje problemów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.