Kolejne walki, kolejni uchodźcy w obozach. A my odwracamy głowę, zajmując się wyłącznie własnym podwórkiem.
Znów musiało się polać bardzo wiele krwi cywilów, by w Syrii doszło do zawieszenia broni. W ciągu siedmiu dni bombardowań w enklawie rebeliantów we wschodniej Gucie (okolice Damaszku) zginęło ponad 500 osób. Od kilku dni bardzo głośno alarmowały świat w tej sprawie także polskie organizacje działające na miejscu: Polska Akcja Humanitarna działająca na północ od Damaszku, w prowincji Idlib i Polska Misja Medyczna, zasadniczo działająca w krajach ościennych, ale mająca możliwość przyjścia z pomocą za pośrednictwem organizacji lokalnych. Zastanawiam się, do ilu osób ich głos dotarł. Nie słyszałam szczególnego alarmu w tej sprawie w polskich mediach, a szkoda.
ONZ zażądało w sobotę natychmiastowego wprowadzenia 30-dniowego rozejmu. Ma on na celu umożliwienie ewakuacji rannych ze Wschodniej Guty oraz udzielenie pomocy poszkodowanym. Rosja z kolei zaproponowała przerwę w działaniach: codziennie od 9 do 14. Przez pięć godzin. Ma to według nich umożliwić ewakuację ludności. Międzynarodowy Czerwony Krzyż protestuje: to zbyt mało czasu. Konwój z pomocą może nie zdążyć przejść przez wszystkie punkty kontrolne, to może trwać nawet cały dzień...
Najwyraźniej rozumienie korytarza humanitarnego jest tu różne. Jedni mówią: przez pięć godzin dziennie nie będziemy strzelać, możecie uciec (jeśli oczywiście chcecie /jesteście w stanie). Drudzy chcą wjechać z pomocą do środka. I zapewne nie życzą sobie być bombardowani, gdy już minie wspomniany czas...
Pisałam niedawno: wojna w Syrii nie tylko się nie zakończyła, ale weszła w nową fazę. Turcja - mimo rezolucji ONZ - nie zamierza przestać atakować zamieszkałego przez Kurdów Afrinu. Bombardowanie w Gucie chwilowo ucichło. Ale istnieją podejrzenia, że użyto chloru. Jeśli potwierdzą się (nie pierwsze już w historii tej wojny) oskarżenia o użycie broni chemicznej, zaangażowania przeciw Asadowi nie wyklucza Wielka Brytania...
Kolejne walki, kolejni uchodźcy w obozach - tych na terenie Syrii i tych w krajach ościennych. A my odwracamy głowę, zajmując się wyłącznie własnym podwórkiem i opowiadając szumnie o pomocy na miejscu. Istotnie: pomagamy. I dobrze, że pomagamy. Są miejsca, w których pomoc jest możliwa i ma sens. Wielki sens ma np. akcja Śląskie dla Aleppo. To miasto, kilka lat temu symbol tej wojny, dziś próbuje żyć. Miejmy nadzieję, że projekt się powiedzie. Wszędzie, gdzie się da, trzeba odbudowywać życie.
Ale nie wolno zapomnieć o tych, którzy żyją w rejonach walk. Poszerzamy więc obozy, budujemy kolejne namioty, latryny... Trzeba to zrobić, inaczej uciekinierzy zginą z zimna albo w wyniku epidemii. Ale to przecież nie jest żadne rozwiązanie problemu. Ileż mogą żyć w kompletnej tymczasowości, bez perspektyw? Co dalej?
Natychmiast potrzeba gruntownego rozważenia, w jaki sposób można zakończyć ten konflikt za pomocą środków politycznych. Jaki kompromis jest do przyjęcia? Czy jest jakikolwiek? Jeśli nie ma, co przeszkadza?
Trzeba też równolegle z pomocą na miejscu myśleć o tworzeniu perspektyw życia dla tych ludzi, którym wojna zabiera wszystko. Tak, naszym kosztem, kosztem bogatego świata Europy czy Ameryki. Nie da się tego uniknąć.
To dobry temat do przemyślenia na Wielki Post. Chodzi o coś więcej niż ćwiczenie duchowe, chodzi o wyrzeczenie, które nie skończy się po 40 dniach, a realnie i trwale zmieni naszą postawę wobec potrzebujących. Chodzi - ostatecznie - o nasze nawrócenie...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.