Nie czaty, a realne rozmowy. Prawdziwe miny, nie emotki. A zamiast wirtualnego kontaktu jest prawdziwa obecność drugiej osoby. Tak zmieniły się przerwy w I LO w Słupsku. Bo telefony trafiły do sejfu.
Na zegarze wskazówki zatrzymały się na godzinie 9.50. Dzwonek kończy kolejną przerwę. Zaczyna się kolejna lekcja, a wraz z nią kolejny odcinek kilkudniowej serii pod nazwą "dzień bez telefonu".
Do poszczególnych klas wkraczają dwie kobiety - pedagog i nauczycielka. W dłoni trzymają kartony oraz listy uczniów. Za chwilę pod wieczkiem opakowania znikną urządzenia z "nadgryzionym jabłuszkiem" albo zielonym robotem.
Gospodarz klasy przechadza się między ławkami, a każdy z uczniów wrzuca swój telefon do pudełka. - Ile w sumie? Trzydzieści - mówi Marzenna Biskupska, szkolna pedagog. Za chwilę znikną w ogromnym, metalowym sejfie w szkolnej księgowości. Wcześniej każdy z nastolatków musiał złożyć swój podpis na specjalnej liście.
- Wbrew pozorom nie wyczuwa się nerwowości, nie widać, żeby uczniowie szukali telefonów i łapali się na odruchu zerkania na ekran - opowiada Ewa Zalewska, szkolna "piguła". Choć zaobserwowała, że młodzi ludzie chętniej ze sobą rozmawiali. - A jeszcze kilka dni temu tylko siedzieli wpatrzeni w smartfony - mówi z satysfakcją pani pedagog.
To do niej przyszedł Maciej Wołk, który rzucił hasło "zróbmy jakąś akcję przeciwko fonoholizmowi". I tak to się zaczęło. - Były spotkania z samorządem, rozmowy z uczniami, ustalanie regulaminu - wyjaśnia Marzenna Biskupska. Udało się zwerbować sześć klas, łącznie prawie 200 osób. - Ale nie ludzi z mojej klasy - mówi z żalem pomysłodawca akcji.
Kiedy rozmawiamy, co chwilę zerka na swojego iPhone’a. Ma go przy sobie, bo tylko trzy osoby na niemal 30-osobową grupę chciały dołączyć do szkolnego "detoksu".
- Dlaczego tak mało? Bo inni chcieli mieć dostęp do "fejsa" i "kontakt ze światem" - dodaje Maciek.
Dwie nastolatki z drugiej klasy ochoczo wrzuciły swoje telefony do pudełka. Czy miały z tym problem? Twierdzą, że nie, bo na przerwie mają czas nie tylko na rzut oka na portale społecznościowe. Jest także wyjście do sklepiku czy rozmowa ze znajomymi.
- To co się wydarzyło przez kilka dni? - dopytuję. - Wczoraj miałam 20 nieodebranych połączeń od mojego taty. Był mały "wypadek" i próbował się ze mną skontaktować. Bezskutecznie. To pokazuje, że telefony są nam niezbędne - dodaje uczennica drugiej klasy.
O tym, że telefony są przydatne i potrzebne wiedzą pielęgniarka i pedagog. Ale w ten sposób chcą pokazać młodzieży, że można inaczej. Że przerwa to nie tylko czas "na robienie snapa" (krótkiej wiadomości multimedialnej w serwisie społecznościowym Snapchat - przyp. MS), czy "ogarnięcie Insta" (przegląd zdjęć wrzuconych w serwisie Instagram).
- Dlatego weszliśmy we współpracę z Centrum Zdrowia Psychicznego w Słupsku, gdzie uczniowie wezmą udział w warsztatach na temat uzależnień - mówi Marzenna Biskupska. W piątek, na zakończenie "detoksu" uczniowie wymienią się swoimi spostrzeżeniami po życiu bez smartfonów. Czyli od 9.50 do godziny 14. Bo to właśnie wtedy elektroniczny sprzęt opuszcza szkolny sejf i wraca do właścicieli.
Eksperyment uczniów z "Szarych" to dopiero początek. W maju Ośrodek Doradztwa Nauczycieli w Słupsku zachęci uczniów i nauczycieli do tygodniowego "detoksu". "7 dni bez smartfonów" - bo tak nazywa się działanie - to inicjatywa Macieja Maraszkiewicza, socjologa związanego z ODN-em oraz I LO i Akademią Pomorską.
- Będziemy chcieli spojrzeć na ten odpoczynek w szerszym, psychologicznym kontekście - wyjaśnia pomysłodawca akcji. On sam kilka miesięcy temu zlikwidował konta na portalach społecznościowych. Było ciężko, ale do wirtualnego świata nie wrócił. I jak mówi - nie żałuje.
Teraz zachęca innych. Jego propozycję 7-dniowego "oczyszczenia" podjęła już dyrektorka ODN-nu oraz szefowa Wydziału Edukacji w słupskim Ratuszu. Dołączyć się może także każdy chętny.
Szczegóły na www.odn.slupsk.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.