Reklama

Nie pisałem projektu ustawy hazardowej

Były prezes Totalizatora Sportowego Jacek Kalida powiedział w piątek przed komisją hazardową, że nie jest autorem projektu nowelizacji ustawy o grach losowych, który w 2006 r. trafił do Ministerstwa Finansów, a TS nie prowadził w tej kwestii nieformalnych działań.

Reklama

Dodał też, że żaden z planów rozwoju spółki i wprowadzenia nowych gier nie wywołał takich emocji ja wideoloterie, które jego zdaniem "stanowią realną konkurencję dla sektora prywatnego związanego z automatami o niskich wygranych". Zaznaczył, iż w czasie, gdy był prezesem TS, prowadzone były jedynie wstępne prace analityczne nad wprowadzeniem na rynek wideoloterii, które - jak podkreślił - nigdy "nie wstąpiły w fazę realizacji".

Kalida wyjaśnił, że w 2001 roku TS podpisał umowę m.in. na dostarczenie lottomatów z firmą o nazwie Grytech, a nie GTech. Jak mówił, firma ta nie mogła bowiem używać w tamtym okresie na terytorium Polski nazwy GTech. Zaznaczył, że Grytech i GTech to jednak ta sama firma. Umowę miał podpisać ówczesny prezes TS Wacław Bilnicki za akceptacją ówczesnej minister skarbu państwa Aldony Kamelii-Sowińskiej.

Zeznał, że za czasów jego prezesury prowadzone były rozmowy z GTech w sprawie renegocjacji umowy. Jego zdaniem podpisano dwa lub trzy aneksy do niej, w "znaczący sposób" poprawiające pozycję TS w relacjach z tą firmą. Dodał, że firma ta nie była wprawdzie bardzo elastyczna, ale była skłonna zaakceptować argumenty TS.

Pytany, czy umowa ta oznaczała, że GTech jako jedyny mógł wprowadzać na rynek polski wideoloterie, zaznaczył, że umowa ta jest trudna pod względem prawnym i niejednoznaczna. Powiedział, że TS dysponuje zarówno opiniami prawnymi, zgodnie z którymi istnieje możliwość uruchomienia wideoloterii przez TS z pominięciem GTech, jak również opinie, które wykluczają taką możliwość. Jak dodał, większość z nich skłania się jednak do tego, że taka możliwość nie istnieje.

Kalida poinformował także, że GTech jest zainteresowany zwiększeniem dochodów TS, ponieważ w umowie ma zagwarantowany określony procent od zysków spółki.

Zwrócił uwagę, że umowa z GTech była zawierana w 2001 r., kiedy to jeszcze w katalogu gier objętych monopolem państwa nie było wideoloterii (wprowadziła je nowelizacja ustawy hazardowej z 2003 r.). Jak mówił, praktycznie od chwili wprowadzenia do tego katalogu takiej możliwości w TS toczyły się prace nad możliwością realizacji tego zapisu.

Dodał, że prace analityczne na ten temat kontynuowano pod jego prezesurą. "Zostały one pogłębione w trakcie prac zespołu międzyresortowego. Właśnie na zlecenie zespołu międzyresortowego analiz tych dokonywał zespół zadaniowy powołany uchwałą zarządu TS" - powiedział Kalida.

Jak zaznaczył, wyniki tych analiz "jednoznacznie" wskazywały, że pozostawienie dopłat do wideoloterii w momencie, kiedy na rynku funkcjonują automaty o niskich wygranych powoduje, że gra ta jest niemożliwa do realizacji.

Kalida zaznaczył, że umowa z GTechem była objęta tajemnicą handlową i dostęp do niej był "ścisłe reglamentowany". Beata Kempa (PiS) pytała, skąd zatem jej treść mógł znać Zbigniew Chlebowski, który - według niej - mówił o tym w ubiegłym roku w wywiadzie dla dziennika "Polska". Kalida powiedział, że nie ma takiej wiedzy, ale - jak dodał - Chlebowski nie dowiedział się tego na pewno od niego.

B. prezes TS podważył rzetelność analizy CBA, z którego wynika, że za projektem nowelizacji ustawy hazardowej, który Gosiewski otrzymał w lecie 2006 r. - od Jurgiela i Cendrowskiej, a następnie przekazał do resortu finansów, stały osoby związane z Totalizatorem Sportowym. Według tego opracowania beneficjentem zmian nie miał być jednak Totalizator Sportowy, a współpracująca z nim firma GTech, która miała sprzedać mu sprzęt potrzebny do organizowania wideoloterii.

W jego ocenie, "ktoś, kto pisał ten dokument, nie miał po pierwsze dostępu do dokumentów spółki, po drugie miał małą świadomość czego dotyczy tak naprawdę materia, po trzecie pomieszane są różne dokumenty, bo są przytoczone na przemian różnego rodzaju tezy i opinie na temat nowelizacji ustawy o grach i zakładach wymieszane z uwagami na temat ustawy o NCS".

Kalida mówił też o swoim odwołaniu z funkcji prezesa TS. Jak zaznaczył, nie miało ono kontekstu politycznego. Pytany o swoją wypowiedź w jednym z wywiadów, że za jego odwołaniem stał Chlebowski, stwierdził: "Taka wieść krążyła po Ministerstwie Skarbu, że koło mojej osoby jest zainteresowanie ze strony Chlebowskiego i za chwilę zostanę odwołany".

"W skład rady nadzorczej, która mnie odwoływała, wchodził pan (Jerzy) Kubara. Zgodnie z doniesieniami prasowymi jest to osoba, która zatrudniała u siebie kobietę, która przeszła do pracy u pana posła Chlebowskiego" - powiedział Kalida. Dodał, że nie pamięta nazwiska tej kobiety. Zaznaczył, że o znajomości Chlebowskiego z Kubarą wie z prasy oraz z prac komisji śledczej.

"W środę dowiedziałem się, że została powołana rada nadzorcza w nowym składzie. W piątek spotkałem się z przewodniczącym RN, który mnie poinformował, że zostanę odwołany w poniedziałek i w poniedziałek tak się stało. Nie było czasu na żadne dyskusje, nie było żadnych dyskusji. Po prostu: +dziękujemy panu, do widzenia+. Nie było analizy merytorycznej tego co dokonaliśmy, co zrobiliśmy" - opowiadał o okolicznościach swojego odwołania.

Kalida zeznał, że przed zatrudnieniem w TS, a także po odejściu ze spółki nie miał związku z branżą hazardową. Dodał, że był oficerem Urzędu Ochrony Państwa oraz oficerem jednostki specjalnej GROM, a także przez krótki okres pracował w wywiadzie skarbowym. "Jestem z tego dumny. Realizowałem zadania wyznaczone ustawami" - powiedział.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Poniedziałek
rano
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
2°C Wtorek
noc
wiecej »

Reklama