B. szef wyścigów konnych na warszawskim Służewcu Marek Przybyłowicz powiedział przed hazardową komisją śledczą, że patologia administracji państwowej w obszarze hazardu trwa w Polsce od 15 lat. Podważył też zeznania b. szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego.
Według Przybyłowicza, Chlebowski - wbrew temu, co mówił przed komisją - w nadzwyczajny sposób interesował się Totalizatorem Sportowym. Były szef klubu PO - odpowiadając w styczniu na pytanie śledczych, czy interesował się sytuacją w Totalizatorze Sportowym będąc jeszcze wiceszefem komisji finansów publicznych (zanim Platforma doszła do władzy) mówił, że starał się "nie sięgać w obszary, które nie były w jego kompetencjach i w jego zakresie pracy parlamentarnej".
"Oświadczam przed komisją, że pan Zbigniew Chlebowski wyjątkowo interesował się Totalizatorem Sportowym" - mówił w piątek Przybyłowicz. Poinformował, że odbył z nim, gdy jeszcze pracował w tej spółce, co najmniej trzy spotkania, które dotyczyły nieprawidłowości w TS. Zaznaczył, że osobiście przekazywał Chlebowskiemu segregatory z dokumentacją w tej sprawie.
Jak mówił, Chlebowski wyraźnie dał mu do zrozumienia, iż jak dojdzie do władzy i będzie ministrem finansów "zrobi porządek z tym wszystkim". Według niego, polityk PO interesował się wszystkimi sprawami związanymi z TS. Przyznał jednak, że po dojściu do władzy Platformy jego zainteresowanie skończyło się nagle.
Przybyłowicz zeznał ponadto, że wielokrotnie rozmawiał z Chlebowskim telefonicznie. Jak powiedział, informował go, że to, co się dzieje w spółce już po objęciu władzy przez koalicję PO-PSL, jest nieprawidłowe i może się zakończyć wybuchem afery hazardowej. "Mówiłem to rok wcześniej, nikt nie chciał mnie słuchać, nikt nie reagował na nic" - ubolewał.
Powiedział też, że jego działalność została wykorzystana do przykrycia ewentualnego przecieku o akcji CBA, która doprowadziła do wybuchu tzw. afery hazardowej. "Z jednej strony są podjęte starania zdyskredytowania mojej osoby - niewiarygodny, donosiciel, połączenie KGB z CBA - a z drugiej strony, jak słyszę ze zdumieniem, moje pisma są odbierane jako pretekst do podjęcia działań związanych z wycofaniem kandydatury (Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena Ryszarda Sobiesiaka, która starała się o stanowisko członka zarządu w TS)" - zaznaczył Przybyłowicz.
Podkreślił, że nigdy nie używał słów "KGB, CBA", nie wiedział też, kto to jest Sobiesiak. Dodał, że o tym, iż Magdalena Sobiesiak startuje w konkursie na członka zarządu TS dowiedział się w sierpniu 2009 od byłego prezesa państwowego monopolisty Sławomira Sykuckiego.
To właśnie informacje Przybyłowicza w sprawie nepotyzmu w Totalizatorze Sportowym zdecydowały - jak twierdził przed komisją Marcin Rosół, były szef gabinetu politycznego byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego - o wycofaniu się Magdaleny Sobiesiak, córki Ryszarda Sobiesiaka, ze startu w konkursie na członka zarządu Totalizatora.
Przybyłowicz powiedział jednak, że nigdy nie pisał na nikogo donosów. "Donos, denuncjacja to jest poufne lub tajne, anonimowe pismo oskarżające daną osobę lub instytucję, skierowane do osoby lub instytucji dysponującej sankcjami wobec oskarżonego. (...) W swoim życiu nie napisałem żadnego donosu, a wszystkie pisma które kierowałem były opatrzone imieniem, nazwiskiem, adresem, a nierzadko telefonem komórkowym" - oświadczył w piątek Przybyłowicz. Powiedział, że jako obywatel miał prawo pisać pisma do poszczególnych organów, wskazujące na nieprawidłowości w zarządzaniu monopolem państwa w branży hazardu.
Przybyłowicz krytycznie ocenił też działalność Ministerstwa Finansów w pracach nad prawem hazardowym. Według niego, resort nie panuje i nigdy nie panował nad procesem legislacyjnym dotyczącym ustawy hazardowej. Zarzucił ministerstwu brak wizji i częste zmiany decyzji dotyczące tego obszaru.
Mówiąc o patologii w administracji państwowej w obszarze hazardu ocenił, że nazywanie sprawy, którą zajmuje się komisja aferą hazardową jest w jego odczuciu nieprawdziwe. "Sprawa jest o wiele gorsza. Obserwujemy ponad 15-letni okres (...) patologii administracji państwowej w obszarze hazardu. Ta sprawa dotyczy walki interesów, (...) interesów państwa z interesem różnych grup związanych z interesem prywatnym" - podkreślił. Dodał, że on reprezentuje w tym konflikcie interes państwowy. Mówił też, że w 2003 r. udział TS w rynku był szacowany na 50 proc., a obecnie jest to ok. 18 proc. i na tej podstawie można obliczyć straty dla budżetu państwa.
Franciszek Stefaniuk (PSL) dopytywał Przybyłowicza, z kim jeszcze - obok Chlebowskiego - spotykał się w sprawach dotyczących nieprawidłowości w branży hazardowej. Przybyłowicz wymienił m.in. ministra SWiA Jerzego Millera, byłego wiceministra skarbu Michała Chyczewskiego, wiceministra zdrowia Jakuba Szulca, wicepremiera Przemysława Gosiewskiego, minister do walki z korupcją Julię Piterę, ministra sportu Adama Giersza i Marcina Rosoła, b. asystentem b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.
Przybyłowicz powiedział, że dla TS pracował od lipca 2006 roku do kwietnia 2007 roku. Zeznał, że według jego wiedzy autorem projektu ustawy hazardowej, który latem 2006 trafił do ówczesnego szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysława Gosiewskiego - a miał powstać w Totalizatorze - był ówczesny członek zarządu TS Waldemar Milewicz. Projekt zakładał obniżenie opodatkowania wideoloterii.
W lipcu 2006 r. Gosiewski spotkał się z ówczesnym wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem oraz ówczesną p.o. zastępcą dyrektora Departamentu Służby Celnej Anną Cendrowską, reprezentującą wiceministra finansów Mariana Banasia. Otrzymał od nich projekt zmian w tzw. ustawie hazardowej. Gosiewski skierował go do ministerstwa finansów do zaopiniowania.
Przybyłowicz odniósł się też do pisma z 30 czerwca 2009 r., które podpisał ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki, a w którym znalazł się zapis o rezygnacji z zapisu dotyczącego dopłat w projekcie noweli ustawy hazardowej.
Powiedział, że dzień po powołaniu do Rady Nadzorczej TS dyrektor generalnej resortu sportu Moniki Rolnik wysłał do niej pismo "wyrażające zdziwienie i zdumienie", że minister sportu Mirosława Drzewiecki wycofał się z dopłat (pismem z 30 czerwca 2009 roku).
Do resortu sportu - zeznał - pisał ponownie w lipcu i sierpniu. Jak zaznaczył, na żadne z pism nie otrzymał odpowiedzi.
Sam Drzewiecki zeznał przed komisją śledczą, że intencją pisma była informacja o rezygnacji z realizacji II etapu NCS, a co za tym idzie konieczność zmiany w uzasadnieniu projektu nowelizacji. Według niego, treść pisma - mówiąca o wykreśleniu dopłat - była wynikiem błędu. Również Rolnik zeznała, że intencją pisma nie było wycofanie poparcia dla dopłat do gier, a poinformowanie MF, że resort sportu rezygnuje z budowy II etapu Narodowego Centrum Sportu. Jak relacjonowała, o tym, że pismo to nie odzwierciedla intencji ministra pracownicy resortu - w tym ona sama - dowiedzieli się na spotkaniu z Drzewieckim 19 sierpnia 2009 r.
Przybyłowicz ocenił, że twierdzenie, iż pismo z 30 czerwca było błędem urzędniczym jest "absolutnym dopasowywaniem (faktów - PAP) do późniejszego rozwoju sytuacji". "Moje pisma wyraźnie mówiły o piśmie z dnia 30 czerwca. Ministerstwo, dyrektor generalna ministerstwa sportu (Monika Rolnik), na co dzień załatwiająca wszystkie sprawy z ministrem sportu, dokładnie wiedziała o piśmie z 30 czerwca pana ministra" - powiedział.
Przybyłowicz mówił też o upolitycznieniu Totalizatora Sportowego. Podkreślał, że w co najmniej trzech (a szykuje się też w czwartym) oddziale TS nominacje na stanowiska kierownicze są czysto polityczne. Zaznaczył, że problem polega na tym, że obejmują oni stanowiska po postępowaniach kwalifikacyjnych, ale procedurę tę określił mianem żartu.
"Nie żadnego znaczenia jakie to są partie polityczne. Pan prezes Jacek Kalida w uzasadnieniu ministra finansów został odwołany za upolitycznienie spółki, a ja się pytam, co się teraz dzieje" - podkreślał.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.