W czasie narodowej żałoby za dużo było w mediach słów, a za mało ciszy i milczenia. Było to męczące i przykre także dlatego, że słowa bardzo często były banalne i płytkie, pozostające jedynie na poziomie emocji i unikające wchodzenia w głąb.
Przed pogrzebem prezydenckiej pary na krakowskim Rynku doszło do nieprzyjemnego incydentu. Oczekujący na uroczystość domagali się zmiany stacji telewizyjnej pokazywanej na telebimach. Chcieli widzieć obraz z wnętrza bazyliki mariackiej, gdzie trwało modlitewne czuwanie przy trumnach Marii i Lecha Kaczyńskich, a nie polityków, odpytywanych przez Bogdana Rymanowskiego. Nie dziwię im się. Przyszli przecież dla uczestnictwa w wydarzeniu i telebimy miały im w tym dopomóc, a nie przeszkadzać. Sam zresztą też naciskając guziki telewizyjnego pilota szukałem w niedzielę stacji, w których skupiano się na relacjonowaniu wydarzeń, a nie na ich komentowaniu. Nie było to wcale takie proste.
Niemal tuż po pogrzebie na Wawelu w zaimprowizowanym studiu TVN24 znalazł się Andrzej Sikorowski i stwierdził, że przez minione dziewięć dni żałoby narodowej w mediach w Polsce padło za dużo słów. Wytykał im, że było za mało klasycznej muzyki i… ciszy.
Problem w tym, że media, zwłaszcza takie jak telewizja, nie lubią ciszy. Boją się jej. Nie wiedzą, co z nią zrobić. Co prawda przed laty jeden z pracowników internetowego radia napisał mi, że na jego ekranie emisja ciszy wygląda tak samo, jak emisja dźwięku, ale stanowił pod tym względem wyjątek. Dla dużej części mediów emisja ciszy to po prostu dziura w programie.
Do historii światowych mediów przeszło wydarzenie, które również miało miejsce na Wawelu, w katedrze. Było to dokładnie 18 sierpnia 2002 roku. Katolicka Agencja Informacyjna tak rzecz zrelacjonowała: „Papież wjechał do świątyni na specjalnym podeście, południową bramą o godz. 18.15. Najpierw zatrzymał się na środku katedry przy konfesji św. Stanisława, czyli przy trumnie, gdzie znajdują się relikwie tego świętego. Tam usiadł na fotelu. Obok niego klęczał proboszcz świątyni ks. infułat Janusz Bielański. Ojciec Święty odmawiał po cichu Liturgię Godzin. Po kilku minutach poprosił o zapalenie lampy, aby móc czytać z brewiarza. Co pewien czas podnosił wzrok na konfesję św. Stanisława, momentami ręką podpierał głowę. W miarę upływu czasu coraz głębiej zatapiał się w modlitwę, cisza narastała. Brewiarz odmawiał ok. 35 minut”.
Pobyt Jana Pawła II w katedrze był relacjonowany przez telewizje. Nie pamiętam, którą stację wówczas oglądałem, ale na zawsze utkwił mi w pamięci obraz rozmodlonego Papieża i absolutna cisza trwająca przez wiele, wiele minut. Nie odezwał się żaden komentator, żaden dziennikarz, żaden prezenter. Miliony ludzi przed ekranami telewizyjnymi trwały w ciszy na modlitwie razem z Janem Pawłem II. To było oczywiste.
W czasie ponad tygodnia od katastrofy do pogrzebu Prezydenta i jego małżonki cisza była w naszych mediach rzadkim zjawiskiem. Jeżeli nie usiłowano jej zagadać, czasami zupełnie nietrafionymi słowami, to puszczano muzykę lub gwar tłumu. Muszę przyznać, że ogromnym zgrzytem było dla mnie puszczanie przez Polsat jako podkładu dźwiękowego do transmisji z przejazdu zwłok Lecha Kaczyńskiego z lotniska do Pałacu Prezydenckiego, tego, co zbierały mikrofony przed tym budynkiem. Ponieważ akurat trwała tam awantura w sprawie przepuszczenia przez ściśnięty tłum karetki pogotowia.
TVP, zwłaszcza Jedynka, niemal za każdym razem, gdy pokazywała trumnę prezydenta lub archiwalne zdjęcia z jego udziałem, odtwarzała w podkładzie tę samą melodię Michała Lorenca, pochodzącą z filmu „Różyczka”. Nie chcę się czepiać, ale czy zdawali sobie sprawę, jaki ta konkretna melodia ma tytuł? Internauci ustalili to bardzo szybko. Mnie osobiście wybranie akurat tej melodii wydaje się niezbyt stosowne. Dla tych, którzy przypadkiem nie wiedzą w czym rzecz, podaję, że tytuł brzmi: „Wyjazd z Polski”.
Być może się czepiam i tytuł melodii przewodniej nie ma aż takiego znaczenia. Ale już na pewno zgrzytem było to, co Krzysztof Ziemiec zrobił w poniedziałkowych (19 kwietnia) „Wiadomościach”. Informując, że TVP posłużyła się muzyką Lorenca i dziękując producentowi filmu za udostępnienie, dorzucił: „Dodajmy, że muzyka ta stała się już przebojem w Internecie”.
Zgadzam się z Andrzejem Sikorowskim. W czasie narodowej żałoby za dużo było w mediach słów, a za mało ciszy i milczenia. Było to męczące i przykre także dlatego, że słowa bardzo często były banalne i płytkie, pozostające jedynie na poziomie emocji i unikające wchodzenia w głąb. A dobór muzyki też okazywał się czasami, łagodnie mówiąc, przypadkowy.
Niestety, okazało się, że nasze media w dużej części nie radzą sobie z wydarzeniami, których wymiar przekracza zwykłą codzienną sieczkę informacyjno-rozrywkową. Że kiedy trzeba stanąć wobec naprawdę ważnych pytań, gubią się i pozostają bezradne, powodując jedynie przeszkadzający szum.
Pięć lat temu, po śmierci Jana Pawła II, media zyskały wiele pochwał, za sposób, w jaki pomogły wielu Polakom przeżyć te trudne chwile. Wydaje mi się, że tym razem nie stanęły na wysokości zadania. Zabrakło mi ciszy. Przecież - jak napisał Adam Mickiewicz w jednym z Epigramatów - „Głośniej niźli w rozmowach Bóg przemawia w ciszy, I kto w sercu ucichnie, zaraz go usłyszy”. W naszych mediach nie za bardzo miał ostatnio na to szansę. A szkoda. Zwłaszcza, że przecież to od Niego oczekujemy odpowiedzi na pytanie o sens tych dramatycznych wydarzeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.