Dwudziestu pasażerów odniosło w niedzielę rany wskutek wstrząsów w samolocie, który dolatując do lotniska Cochin w stanie Kerala na południowym zachodzie Indii znalazł się nad Morzem Arabskim w strefie silnej turbulencji.
Boeing towarzystwa Emirates Airlines w locie z Dubaju do Cochin z 350 pasażerami na pokładzie opadł gwałtownie wskutek turbulencji o 1500 metrów - z pułapu 6 100 metrów.
Samolot wszedł w strefę turbulencji nad Morzem Arabskim, gdy zaczynał zmniejszać wysokość lotu znajdując się zaledwie o 100 kilometrów od celu, którym było lotnisko Cochin.
Boeing dokonał następnie awaryjnego lądowania i trwa szczegółowy przegląd uszkodzeń, któremu mógł ulec wskutek gwałtownej utraty wysokości.
Jeden z podróżnych opowiedział dziennikarzom, co się działo na pokładzie, gdy samolot "wpadł w dziurę powietrzną" i gwałtownie tracił wysokość: "Jedni wybuchnęli płaczem, inni krzyczeli wzywając pomocy. W ciągu trzech minut nikt nie wiedział, co się dzieje. Siła bezwładności wyrzucała ludzi z foteli, uderzali głowami o sufit kabiny. Jakieś dziecko przeleciało w powietrzu nad naszymi głowami. Myśleliśmy, że to koniec".
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.