Szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki, odnosząc się do piątkowych medialnych doniesień, zdementował informację, że funkcjonariusze BOR po katastrofie pod Smoleńskiem użyli broni. Zaprzeczył by zostali zawieszeni i zapewnił, że współpraca ze stroną rosyjską była dobra.
"Dementuję informacje o użyciu broni na lotnisku w Smoleńsku przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Jednoznacznie stwierdzam, nie miało to miejsca" - powiedział Janicki na krótkim briefingu w Warszawie.
"Chciałbym też zdementować informację o nieporozumieniach między funkcjonariuszami BOR a stroną rosyjską. Funkcjonariusze pracowali tam do późnych godzin nocnych, do wywiezienia ostatniego ciała. Współpraca ze stroną rosyjską była bardzo dobra, z obustronnym zrozumieniem" - dodał.
Szef BOR podkreślił, że nie zawiesił i nie zamierza zawiesić w czynnościach funkcjonariuszy, którzy pracowali na lotnisku w Smoleńsku. "Wręcz przeciwnie, po powrocie do Warszawy uzyskali pełne uznanie w moich oczach, oczach kolegów i naszych przełożonych" - dodał. Ze względu na trwające postępowanie Janicki nie chciał odpowiadać na pytania.
"Nasz Dziennik" napisał w piątek, że oficerowie BOR, którzy czekali 10 kwietnia na płycie lotniska w Smoleńsku i byli jako jedni z pierwszych na miejscu katastrofy, nie chcieli wydać Rosjanom ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Zdaniem jednego ze świadków zajścia - na którego powołuje się gazeta - funkcjonariusze BOR utworzyli wokół ciała prezydenta kordon, nie godząc się na jego wydanie Rosjanom. Ciało prezydenta szybko zlokalizowano dzięki chipowi zainstalowanemu w marynarce - napisała gazeta. Funkcjonariusze widzieli też ciało Marii Kaczyńskiej, ale nie byli już w stanie go "zabezpieczyć". Gazeta podała, że "za służbę do końca zostali zawieszeni w czynnościach". Jako powód podano nieautoryzowane użycie broni.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.