Tysiące turystów wyległy w piątek na pekiński Plac Tiananmen pod czujnym okiem policji w 21. rocznicę masakry, w której zginęło co najmniej kilkaset osób.
W odróżnieniu od ubiegłorocznej, okrągłej rocznicy, kiedy to zakazano dziennikarzom wstępu na ten największy plac świata i wzmocniono na nim siły bezpieczeństwa, w piątek sytuacja była normalna.
W nocy z 3 na 4 czerwca 1989 r. armia chińska zdławiła po 7 tygodniach prodemokratyczne, pokojowe protesty na pekińskim Placu Bramy Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen). Liczba ofiar dotąd pozostaje nieznana, ale szacuje się, że zgięły setki, a może nawet tysiące osób. Publiczna dyskusja o tych wydarzeniach jest w Chinach zabroniona.
"Nawet nie przyszło mi to (tzn. rocznica) do głowy, gdyby mnie pan nie zapytał. Miałem wtedy 15 lat i nic szczególnego nie widziałem. Od 21 lat nikt o tym nie wspominał. Szczerze mówiąc, Chińczycy mają w nosie politykę, interesuje ich życie codzienne" - powiedział pewien taksówkarz dziennikarzom AFP.
Niektórzy dysydenci, np. Qi Zhiyong, który stracił podczas masakry nogę, zostali przed rocznicą wywiezieni ze stolicy lub umieszczeni w areszcie domowym - poinformowali ich przyjaciele i chińscy działacze.
W czwartek rząd chiński ponownie wystąpił w obronie decyzji ówczesnego przywódcy Chin Denga Xiaopinga o zdławieniu protestów. "Jeśli chodzi o wspomniany incydent polityczny i wszystkie związane z nim kwestie, wyciągnięto już jasne wnioski" - oświadczyła rzeczniczka chińskiego MSZ Jiang Yu. Deng nazwał protesty "kontrrewolucyjną rebelią".
W środę natomiast rodziny ofiar masakry ponownie zaapelowały w liście otwartym do władz Chin, by przerwały milczenie w sprawie tamtych wydarzeń. List, opublikowany przez nowojorską organizację Human Rights in China, podpisało 128 członków grupy Matki Tiananmen.
Protesty rozpoczęły się w połowie kwietnia po śmierci byłego szefa chińskiej partii Hu Yaobanga, który wcześniej doprowadził do kulturalnej odwilży i podważał doktrynę marksistowską. Studenci Uniwersytetu Pekińskiego na okolicznościowych plakatach na uczelni umieścili wtedy hasła walki o demokrację i zaczęli gromadzić się na Tiananmen w centrum miasta. W końcu kwietnia liczba protestujących wzrosła już do miliona. W nocy z 3 na 4 czerwca 1989 roku do akcji wkroczyło wojsko, na plac wjechały czołgi i wozy pancerne. Trwający siedem godzin atak zakończył się o świcie. Dopiero 30 czerwca mer Pekinu podał, że na Placu Tiananmen "zginęły dziesiątki policjantów i żołnierzy", a 6 tys. odniosło obrażenia. Liczbę ofiar cywilnych określono na 200 osób, w tym 36 studentów. Zdaniem chińskiej opozycji dane te są drastycznie zaniżone.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.