Brytyjskie media podkreślały w środę skalę podziałów w rządzącej Partii Konserwatywnej po tym, jak premier Boris Johnson stracił większość parlamentarną i przegrał kluczowe głosowanie, które otwiera drogę do dalszego opóźnienia brexitu.
Dziennik ostrzegł, że szef rządu "musi przygotować się na jeszcze brutalniejsze ciosy" w środę. Wskazuje, że posłowie prawdopodobnie odrzucą rządową propozycję rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych co najmniej do czasu, aż przyjęty zostanie ponadpartyjny projekt ustawy przeciwko bezumownemu brexitowi.
"Johnson może winić tylko siebie. Stało się jasne, że jego decyzja o zawieszeniu prac parlamentu na pięć tygodni, choć zgodna z konstytucją, opierała się na błędnej ocenie sytuacji politycznej i skłoniła posłów przeciwnych wyjściu (z UE) bez porozumienia, by działać szybciej, niż pierwotnie planowali" - oceniła gazeta.
"Times" konkluduje, że lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn może nie zgodzić się na przedterminowe wybory, bo "z pewnością jest w interesie laburzystów, aby odmówić wyborów przed 31 października, i (w ten sposób) sprowadzić na Johnsona kolejne polityczne upokorzenie" - czyli wydłużenie procesu brexitu co najmniej do 31 stycznia 2020 roku.
Inaczej sytuację ocenił konserwatywny "Telegraph", który uznał, że "wczorajsze wydarzenia w Izbie Gmin potwierdziły to, co wszyscy wiedzieliśmy od dawna: ten parlament nie nadaje się do pełnienia swoich obowiązków".
Jak przypomniano, w wyniku nieudanej kampanii wyborczej w 2016 r. premier Theresa May - mimo obiecujących sondaży - nie zdołała uzyskać samodzielnej większości w parlamencie, "w efekcie podtrzymując sytuację, w której większość posłów jest za pozostaniem w UE".
"Znaleźliśmy się w sytuacji niezwykłego paradoksu: rząd nie chce wyborów, ale może być zmuszony do ich rozpisania, z kolei Partia Pracy od lat się ich domagała, a teraz mówi, że najpierw trzeba wykluczyć scenariusz bezumownego brexitu" - analizował "Telegraph".
"Zwolennicy pozostania (Wielkiej Brytanii) w UE rzucali w stronę rządu każdą możliwą obelgę: nazywali go niedemokratycznym, oskarżali o prawicowy zamach stanu, mówili, że premier jest marnym dyktatorem. Jednak teraz to oni obawiają się wyborów, bo boją się porażki. Żenujące" - ocenił dziennik.
"Premierzy mogą być autorytarni - kilku takich mieliśmy - ale podobnie może być z parlamentem. Obecny, wraz ze swoim spikerem (Johnem Bercow), chętnie narusza proces, aby opóźniać (wyjście kraju z UE) tak długo, aż skończą się wszystkie terminy" - wskazał.
Podobnie kryzys w parlamencie scharakteryzował popularny tabloid "Sun", ostrzegając proeuropejskich posłów, że Brytyjczycy "wezmą wyborczy odwet na zwolennikach pozostania (kraju) w UE, którzy próbują powstrzymać brexit". Obecną sytuację ocenił jako "haniebną".
"Odpychające jest samozadowolenie i obrzydliwy brak szacunku dla naszej demokracji (...) marksistowskiej Partii Pracy, Liberalnych Demokratów, oderwanych od rzeczywistości rozłamowców z Partii Konserwatywnej i grających pod publiczkę byłych posłów torysowskich" - wyliczono.
Gazeta kpiła, że przeciwnicy wyjścia kraju z UE mogą wręcz poprosić Brukselę "o sześć, może 10 lat" opóźnienia brexitu. Jak dodaje, "bez wątpienia zgodzą się na wszystko, co postanowi Unia".
Obecnie Wielka Brytania powinna opuścić UE 31 października br.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.