W kraju tym kuchnia jest zupełnie inna niż nam w Polsce znana. Jakże więc, przedstawiając ów zakątek globu, nie uwzględnić kwestii podstawowej tak jak jadło, które przyszło nam tu zakosztować.
joelplusjenny / CC 2.0
Afrykańskie kobiety podczas przygotowywania sadza
Zimbabwe – kraj, w którym niemal wszystko inne jest niż w Polsce. Kraj, w którym słońce świeci na północy i gdzie ani Gwiazdy Północnej, ni Wielkiego Wozu w nocy się nie ujrzy, lecz Syriusza, bądź też Krzyż Południa. Kraj, gdzie ludzie czarny maja kolor skóry, gdzie samochód lewą jedzie stroną jezdni i gdzie czerwiec zimę rozpoczyna. W kraju tymże – oczywistość – kuchnia jest zupełnie inna niż nam w Polsce znana. Jakże więc, przedstawiając ów zakątek globu, nie uwzględnić kwestii podstawowej tak jak jadło, które przyszło nam tu zakosztować. Pomnę więc te najważniejsze, pomijając zaś pomniejsze:
donnamatrix / CC 2.0
Sadza
Absolutna podstawa wyżywienia miejscowej ludności
Sadza – absolutna podstawa wyżywienia miejscowej ludności. Jest to papka, przypominająca trochę kaszę mannę, którą otrzymuje się z kukurydzy… pastewnej. Zwykle jadana na obiad/kolacje (miejscowi często spożywają jeden, maksymalnie dwa posiłki dziennie), podawana z niewielkim ochłapem mięsa i łyżką zielonki. Przed podaniem sadzy następuje zawsze ceremonia obmycia rąk, gdyż papkę je się bez użycia sztućców, formując palcami kulki i wkładając je do ust.
Chomolia (afrykańska kapusta, choć osobiście rzekłbym raczej szpinak) – uprawiana w każdej wsi, sprzedawana na każdym targu, podawana jako dodatek do sadzy. Specyficzna w smaku, ni to szpinak, ni kapusta, a do tego nutka czegoś jeszcze, czegoś nie do zrozumienia bez posmakowania.
Peanut Butter (masło orzechowe) – tego w sklepach nie brakuje, a i rodzajów jest dość sporo. Przysmak miejscowy, a właściwie „zapychacz” do smarowania na chleb. Popularne gdyż pożywne, a i cena przystępna, walory smakowe chyba niewiele do tej kwestii wnoszą. Warto spożywać je z dodatkiem słodkich bananów, robi wówczas się ciekawiej na podniebieniu.
Owoce cytrusowe – co tu dużo pisać, zarówno smakiem jak i wyglądem/gabarytami biją to co w Polskich sklepach zdobi półki. Cytryny średnio są dwu- a nawet trzykrotnie większe, można jeść je prosto z drzewa, gdyż są słodkie, bardzo soczyste z lekkim orzeźwiającym kwaskowym posmakiem, coś jak lemoniada z miąższem w skórce. Poza nazwą i kształtem niewiele mają wspólnego z tymi odurzająco kwaśnymi, oferowanymi w Polsce. Soczyste mandarynki mają tu wielkość pomarańczy, a zadziwiająco słodkie grejpfruty są wielkości melonów. Popularne są również dostępne wszędzie za grosze banany, papaje i gujawy.
Marula – owoce, będące ulubionym przysmakiem słoni, ze względu na naturalną fermentację, która przebiega w ich wnętrzu. Robi się z nich napój o tej samej nazwie (nie mylić z likierem Amarula robionym w RPA), bardzo specyficznym, smacznym, słodkim smaku, wyglądem przypominający białe (żółte) wino. Napój z maruli zawiera około 16% alkoholu, który jest właściwie niewyczuwalny, skąd łatwo wypić ździebko za dużo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.