Niemiecko-francuski postulat zmiany traktatu UE zdominuje czwartkowo-piątkowy szczyt. Większość państw jest niechętna zmianie, ale dyplomaci prognozują, że szczyt udzieli mandatu Van Rompuyowi, by do marca przygotował propozycje. Polska podniesie kwestię OFE.
Dla polskiego premiera Donalda Tuska szczyt będzie okazją, by kolejny raz zabiegać o odliczanie od długu i deficytu publicznego kosztów przeprowadzonej reformy emerytalnej. Po tym, jak UE nie zgodziła się na zmianę statystycznej metodologii liczenia, Polska, według polskich źródeł dyplomatycznych, będzie domagać się zapisu, że koszty OFE zostaną "na stałe i trwale" wykluczone przy decyzjach o wszczynaniu procedur karnych dla państw z nadmiernym zadłużeniem i deficytem. Tak, by obecnie obowiązujący w Pakcie Stabilności i Wzrostu dopuszczalny pułap deficytu w wysokości 3 proc. PKB i długu w wysokości 60 proc. został odpowiednio podwyższony dla państw, które przeprowadziły reformy emerytalne.
"Polska niejako jako rzecznik dziewięciu państw najgłośniej podnosi ten postulat. Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy jest tego świadomy i na pewno usłyszycie o tej sprawie w ciągu najbliższych dwóch dni" - powiedziały w środę wysokie unijne źródła, dając do zrozumienie, że we wnioskach ze szczytu można będzie oczekiwać jakichś zapisów na temat OFE.
Szczyt przyjmie raport z zakończonych po 10 miesiącach prac grupy Van Rompuya powołanej po kryzysie greckim, by wzmocnić dyscyplinę budżetową i zarządzanie gospodarcze w UE. Raport opracowany przez ministrów finansów "27" przewiduje wzmocnienie unijnego Paktu Stabilności i Wzrostu. Niesubordynowanym członkom strefy euro będą groziły sankcje finansowe w ramach procedury nadmiernego deficytu. Jednak w ślad za francusko-niemieckim porozumieniem w Deauville z 18 października, sankcje będą nakładane dopiero po wykorzystaniu przez kraj półrocznego okresu na rozpoczęcie naprawy finansów.
Nowością jest to, że procedura będzie groziła nie tylko, jak dotychczas, za nadmierny deficyt, ale także za dług.
W Deauville Angela Merkel i Nicolas Sarkozy zaproponowali też zmianę traktatu UE do 2013 roku, tak by wprowadzić prawne podstawy przyszłych stałych mechanizmów antykryzysowych w strefie euro. Zdecydowana większość krajów, a także Komisja Europejska, mówią, że lepiej nie ryzykować, pamiętając "horror" z ratyfikacją eurokonstytucji i Traktatu z Lizbony. Proponują, by szukać rozwiązań "w ramach istniejącego porządku prawnego", bez wymaganej jednomyślności zmiany traktatu.
Niemcy mają jednak silny argument, by domagać się zmiany traktatu. Rząd niemiecki poparł w maju utworzenie specjalnego mechanizmu dla ratowania krajów strefy euro o wartości 750 mld euro, którego główny ciężar poniosłyby właśnie Niemcy. Ale mechanizm ten wygasa za trzy lata. W dodatku niemiecki Trybunał Konstytucyjny może go zakwestionować (wyrok spodziewany jest w przyszłym roku), gdyż Traktat z Lizbony nie zezwala wprost na ratowanie bankrutującego kraju przez partnerów. Berlin domaga się zmiany traktatu, by stworzyć nowy mechanizm i przy okazji narzucać danemu krajowi drastyczny program naprawczy. W tej sprawie, jak zapewniają niemieckie źródła, "Berlin ma 100 procent poparcia innych państw".
Znacznie mniejsze poparcie ma drugi postulat kanclerz Merkel, by wprowadzić do traktatu sankcje polityczne, polegające na zawieszaniu prawa głosu państwa ociągającego się z reformami. "Nie przejdzie ratyfikacja takiej zmiany traktatu. Jak można sobie wyobrazić, że poprą to najbardziej zagrożeni dziś Irlandczycy czy Grecja?" - powiedział jeden z dyplomatów. Wyznał, że poza Francją i Niemcami tylko Węgry, jako przyszła prezydencja, nie mówią "nie".
Zdaniem prezydencji belgijskiej na szczycie jest jednak szansa na porozumienie ws. zmiany traktatu. "Wszyscy, nawet realiści, rozumieją, że jest to (mechanizm ratunkowy) kluczowa sprawa i widzę szansę na dobrą decyzję w czwartek" - powiedział minister spraw zagranicznych Belgii Steven Vanackere. Zdaniem innego dyplomaty, Niemcy są na tyle "pragmatyczne", że ostatecznie mogą odstąpić od drugiego postulatu (sankcji zawieszania głosu), jeśli będzie zgoda na zmianę traktatu, by utworzyć stały mechanizm ratunkowy dla strefy euro. Dlatego niewykluczone, że szczyt - tak jak chce Berlin i Paryż - zobowiąże Van Rompuya, by do marca 2011 roku przygotował konkretne zapisy zmian. By usprawnić cały proces, rozważana jest "uproszczona metoda rewizji", bez organizacji Konwentu i udziału Parlamentu Europejskiego.
Polska na razie nie opowiedziała się zdecydowanie po żadnej ze stron. "Jako przyszła prezydencja, na którą być może spadnie to zadanie (zmiany traktatu), nie wypowiadamy się w sprawie, czy powinniśmy zmieniać, czy nie. Myślę, że warto, by Polska zachowała dystans do problemu. Musimy zdawać sobie sprawę, że my będziemy tym krajem, który będzie tę pracę prowadził" - powiedział minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
Choć polscy dyplomaci nie łączą wprost postulatów OFE z poparciem Polski dla Niemiec ws. zmiany traktatu, to przyznają, że dwie dyskusje nakładają się czasowo i Polska będzie stosowała podejście "pakietowe". "Na razie niczego nie blokujemy, ale w UE najskuteczniejszą metodą jest szantaż. By coś uzyskać, trzeba wytrwać w swoim stanowisku" - zapewnił dyplomata. Podkreślił, że polski postulat jest "drobny" w porównaniu z niemieckim pomysłem odbierania głosów w Radzie niesubordynowanym krajom, które nie przeprowadzają reform.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.