Po zatwierdzeniu w poniedziałek przez Senat 48-letnia Amy Coney Barrett i zaprzysiężeniu dołączy do składu Sądu Najwyższego. Katoliczka z 9-osobowej rodziny będzie w nim najmłodsza, co na lata może zapewnić w tym gremium przewagę konserwatystom.
Nominacja do Sądu Najwyższego bezprecedensowo krótko przed wyborami prezydenckimi ma znaczenie polityczne mocno wykraczające poza trwającą kampanię. Sąd Najwyższy pełni w USA decydującą rolę w wielu społecznych sporach, a sędziowie zasiadają w nim dożywotnio. Moment jest mocno symboliczny - konserwatystka Barrett zastąpi zmarłą we wrześniu Ruth Bader Ginsburg, ikonę liberalnego sądownictwa.
Barret urodziła się w Luizjanie i wychowała w rodzinie z sześciorgiem rodzeństwa. Jej ojciec był prawnikiem w Shellu, a mama nie pracowała zawodowo. Wraz z mężem, także prawnikiem, ma siedmioro dzieci, w tym dwójkę adoptowaną z Haiti oraz jedno z zespołem Downa. "Prezydent poprosił mnie, bym została dziewiątym sędzią, a tak się składa, że jestem przyzwyczajona do przebywania w grupie dziewięciu osób" - mówiła po otrzymaniu nominacji od Donalda Trumpa.
Rozważana w kontekście SN już w 2018 roku Barrett ma za sobą błyskotliwą karierę prawniczą. Jest absolwentką prawa na Uniwersytecie Notre Dame w Indianie, gdzie pracowała jako profesor. W 2017 roku została nominowana przez prezydenta Trumpa do federalnego Sądu Apelacyjnego dla Okręgu nr 7., z siedzibą w Chicago. Wstająca o 4-5 nad ranem sędzia dojeżdżała do niego codziennie z South Bend w Indianie, co zajmowało blisko dwie godziny.
Studenci, których uczyła Barrett, opisują ją jako sprawiedliwą, inteligentną oraz angażującą w dyskusje wszystkie strony.
Barrett nazywa się uczennicą Antonina Scali, u którego była stażystką. Zmarły w 2016 roku Scalia to legenda konserwatystów i zwolennik tzw. oryginalizmu, szkoły, która głosi, że sędziowie powinni kierować się ścisłą interpretacją konstytucji, zgodnie z intencjami jej twórców. Oryginaliści uważają, że nie ma czegoś takiego jak "żywa konstytucja" i wobec tego sędziowie zobowiązani są do trzymania się jej litery. W praktyce w USA często blokowało to społeczne zmiany.
W trakcie procesu nominacji w centrum uwagi stanęła kwestia wiary Barrett. Liberałowie obawiają się, że jej katolicyzm ukształtował jej poglądy na tyle, że może uniemożliwiać bezstronne orzecznictwo w sprawach, jak aborcja czy prawa mniejszości. Podczas kilkudniowych przesłuchań w parlamencie senator Demokratów Dianne Feinstein mówiła do Barrett, że "przemawia przez nią głośno dogmat".
Konserwatyści odpowiadali, że publicznie nie powinny padać pytania dotyczące przekonań religijnych. Barrett twierdzi, że jej wiara "nie wpływa na wypełnianie obowiązków jako sędzi". Mówi także, że kariery prawniczej nie należy postrzegać jako środka do zdobycia satysfakcji, prestiżu czy pieniędzy, ale jako "środek prowadzący do służenia Bogu".
"Ginsburg głosowała najbardziej liberalnie w historii sądu. Barrett cechuje ta sama konsekwencja i oddanie. Ona nie jest na etapie formacji jak niektórzy nominaci. Dla wyborców konserwatywnych jest już +końcowym produktem+" - uważa profesor Jonathan Turley z Uniwersytetu George'a Washingtona.
Jako sędzia federalna Barrett napisała około 100 opinii, a w niektórych "wykazała się wyraźnym i konsekwentnym konserwatywnym nastawieniem" - ocenia agencja Associated Press. Budzi to sprzeciw m.in. środowisk LGBT. Organizacja Human Rights Campaign wyraziła obawy, że jej nominacja stanowi "zagrożenie praw LGBT".
Niepokój środowisk liberalnych wiąże się jednak głównie z podejściem Barrett do kwestii aborcji. Kiedy odbywały się przesłuchania w Senacie dwóch poprzednich nominatów Trumpa, czyli w 2017 r. Neila Gorsucha i w 2018 r. Bretta Kavanaugha, obaj sędziowie zeznali, że wyrok SN w sprawie Roe v. Wade uznają za obowiązujące prawo. Barrett odmówiła odniesienia się do tego dającego prawo do aborcji wyroku, który amerykańska prawica chce od lat uchylić i przerzucić odpowiedzialność za decydowanie o możliwości przerywania ciąży na władze stanowe.
Prawniczka unikała w Senacie konkretnej odpowiedzi na pytania, jak zagłosowałaby, gdyby na wokandzie Sądu Najwyższego stanęłyby kwestia systemu ubezpieczeń zdrowotnych powszechnie znanych jako Obamacare.
W sprawie tej oświadczyła, że dla niej najważniejsza jest litera konstytucji, a nie ludzkie historie, które przedstawiali senatorzy Demokratów. Jej słowa interpretowane są jako wola ograniczenia Obamacare.
Przewodniczący SN John Roberts, nominowany przez Republikanina George'a W. Bush, w kwestii Obamacare wybrał ścieżkę nazywaną "współczującym konserwatyzmem", za co część ortodoksyjnych Republikanów ostro go dziś krytykuje.
Najbardziej kontrowersyjną częścią przesłuchań Barrett była sprawa nadchodzących wyborów prezydenckich. Demokraci stoją na stanowisku, że wskazanie sędzi tuż przed głosowaniem Amerykanów może być konfliktem interesów, bo Barrett - gdyby doszło do sporu o wynik i sprawa trafiła do Sądu Najwyższego - mogłaby chcieć odwdzięczyć się Trumpowi i wyrokować zgodnie z jego interesami. Sędzia odmówiła deklaracji, czy wyłączy się z takiej potencjalnej sprawy.
Pojawienie się w SN Barrett dopełnia konserwatywnej rewolucji, która dokonała się w tym gremium w ciągu ostatnich 40 lat. Sędzia jest członkiem konserwatywnego i wpływowego stowarzyszenia o nazwie Federalist Society for Law and Public Policy Studies, które za cel postawiło sobie wspieranie ruchu przeciwstawiającego się prawniczemu aktywizmowi.
Republikanom zależało, by z nominacją Barrett zdążyć przed wyborami prezydenckimi. Sprzeciwiali się temu Demokraci, którzy uważają, że tak ważnej decyzji nie należy podejmować tak krótko przed głosowaniem i należy poczekać na jego rezultat. Wskazują przy tym, że w USA de facto wybory już trwają, bo w trakcie pandemii dziesiątki milionów Amerykanów już spełniło swój obywatelski obowiązek w głosowaniu wczesnym.
Sprzeciw wobec procedury nominacji urósł na tyle, że niektórzy Demokraci podnoszą nawet postulaty poszerzenia składu Sądu Najwyższego przy ewentualnej wyborczej wygranej w listopadzie. Pod presją mediów w tej sprawie znalazł się nawet kandydat Demokratów Joe Biden, który nie sformułował w tej sprawie jasnej deklaracji. Feinstein - najbardziej licząca się Demokratka w komisji sprawiedliwości Senatu - wykluczyła taki krok.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.